Witam. Jest tak: albo mamy teleskop ograniczony mocno rozmiarami jeśli chcemy mieć sprzęt, który reaguje stosownie na ruch obrotowy Ziemi albo możemy mieć duży sprzęt, ale wymagający ręcznego "prowadzenia" albo bulimy kupę kasy za to całe "Go-To" dla montażu Dobsona. Może dla wielu osób taka "kupa kasy" to swobodnie osiągalna rzecz... Ja jednak (jako specjalnie "groszem nie śmierdzący") chciałbym zapodać na forum kwestię, jakie by ew. były koncepcje, aby wreszcie uskutecznić choć względne (dla obserwacji wizualnych na choć 10 minut) prowadzenie teleskopu za obiektem z możliwością uniknięcia związanych z tym problemów. Oczywiście problemy te są ogólnie znane. Przede wszystkim cena "Go-To" dla np. Dobsona. Również cena montażu paralaktycznego dla większego teleskopu amatorskiego (toż to już popłakać się można z tym zalecaniem ED-80!). Tenże ED-80 to w końcu tylko 8 cm apertury... Jaka by nie była jego jakość optyczna to jednak taka apertura to po prostu nędza jak na dzisiejsze czasy; i tyle. A tych idiotyzmów jest przecież dużo więcej! Jaki by to musiał być montaż paralaktyczny dla apertury rzędu 25 cm i ogniskowej np. 1,2 m ?! Toż to się płakać chce. A tu w dodatku nie jest to przecież tylko kwestia ceny. A taka np. mobilność? Muszę tu całemu Szanownemu Koleżeństwu przyznać się, że miałem już z tą kwestią problemy 2 lata temu w Bieszczadach z teleskopem Newton'em 130/900 na EQ-2. Ano wyłażąc w ciemności z domku na pole zawadziłem jednym z dziesięciu wystających z tego "jeży" o cosikś i się z tymi wszystkimi klamotami wywaliłem. Na szczęście niczego nie zniszczyłem, tylko sobie wyrżnąłem taką sobie ranę na ręce o którąś zębatkę. A to był tylko bidny 130/900 i nędzny EQ-2!
Trzeba też powiedzieć szczerze: jakim bym nie był przeciwnikiem montaży Dobsona to jednak tarabanienie się z rozłożonym paralaktykiem oceniam jako dużo gorsze, niż z Dobsonem. Bo mimo tego, że Dobs potrafi być sumarycznie cięższy niż paralaktyk to jednak jest to taka jakby zwarta szafka czy ciężarek. A paralaktyk to do noszenia istne cholerstwo! Wszędzie wszystko wystaje a środek ciężkości jest nie wiadomo gdzie.
Pozostaje też w końcu wyjątkowo głupkowata kwestia rotacji pola (czy też raczej rotacji teleskopu przy częstej zmianie obserwowanych obiektów). O ile jeszcze w przypadku teleskopów "odtylnych" jest pół biedy, o tyle w przypadku Newton'a to ciągłe przekręcanie teleskopu w obejmach to istna zakała. Wszystko się rozregoluwywuje i pieprzy.
I tak jeszcze można by dłużej. Ale starczy.
Zapodaję niniejszym temat; czy ktoś ma jakąś koncepcję, aby stosowną reakcję montażu teleskopu na ruch obrotowy Ziemi jakoś pogodzić i z względną mobilnością i z względną stabilnością (w sensie drgań) i z względną ceną.
Ja sam też mam i miałem kilka ogólnych, teoretycznych koncepcji albo też choć sugestii.
Niemniej ciekaw jestem ew. pomysłów całego Szanownego Towarzystwa.
Toż to już kwiczeć się chce od tej ciągłej alternatywy: albo większy teleskop ale wymagający ręcznego rżnięcia głupa przy trochę większych powiększeniach albo jak ma wszystko być względnie OK (choć na owe 10 minut) to znowu może być co najwyżej taki np. Newton 150/750! Kwiczeć się już z tym chce. I tyle.
No więc jeśli taki temat wywoła reakcję Kolegów Astromaniaków to i ja opiszę swoje teoretyczne rozważania i pomysły.
Zobaczy się; i tyle.
Pozdrowienia dla wszystkich.