Mirosław Brzozowski | 13 Lut 2015, 03:13
...ciąg dalszy z poprzedniego postu
Ten fragment kieruję do Pana „midimariusz”, do którego starszych wypowiedzi chciałbym nawiązać. Wspomniał Pan wcześniej, że w czasopiśmie przeważa reklama i oferty ze sklepu internetowego i powinno być rozdawane za darmo. Otóż dla jasności dodam, że reklamy i oferty stanowią tylko ok. 20% objętości czasopisma, więc dużo jeszcze brakuje do przeważającej ilości. Skoro reklamy stanowią ok. 20%, to uważa Pan, że pozostałe 80% treści o zjawiskach, gwiazdozbiorach i poradach już nie zasługuje na to, aby czytelnik za nie zapłacił? Czy redakcja ma poświęcać ogrom czasu i opłacać druk, aby czytelnik otrzymał to za darmo? W takim razie z czego redakcja miałaby się utrzymać, z nikłej sprzedaży paru książek, które są reklamowane w tych ofertach? Zapewne zna Pan „Sky & Telescope”, więc proszę zobaczyć, jak wiele tam jest reklam, ale czy komukolwiek przyszło na myśl (może Panu?), aby z tego powodu rozdawać je za darmo. Dlaczegóż więc „Vademecum...”, w naszych polskich, trudnych realiach miałoby być rozdawane za darmo? Czy jest aż tak drogie (obecnie 6,90 zł na kwartał - to śmieszna cena), czy może ma Pan jakieś uprzedzenie do tej gazetki, od której zaczynał Pan kiedyś swoją edukację, prenumerując ją przez wiele lat, bo kojarzę Pana z grona prenumeratorów?
Stwierdził Pan też, że „...czytać tam za bardzo to nie ma co...”. Otóż uważam, że dla obiektywnej oceny powinien Pan napisać, że to Pan nie widzi w tym czasopiśmie nic ciekawego, bo wbrew Pana opinii, jest wielu czytelników, którzy mają w nim co czytać. Inaczej nie wydawałbym go przez 24 lata, bo nie tworzyłem go dla siebie, lecz dla czytelników, którzy przez te lata je kupowali, a gdy chciałem je już zakończyć, to także wnioskowali o jego utrzymanie. Wszystko zależy od tego, jakie kto ma oczekiwania.
Tu odniosę się jeszcze do słów Pana „astropalik”, który pisze: „...Widać jak na dłoni, że Wydawcy VMA kompletnie nie zależy na utrzymaniu się na rynku. Sukces „Astronomii” Pana Piotra Brycha pokazuje, że jednak można robić to bardzo dobrze...”. Otóż, muszę stwierdzić, że jest Pan w wielkim błędzie. Gdyby mi nie zależało utrzymać się na rynku, to już dawno by mnie tu nie było, ale jednak jestem od 24 lat i może jeszcze trochę pobędę. Na szczęście w porę anulowałem ubiegłoroczną decyzję o likwidacji czasopisma. Nie jest sztuką wydawać piękne, obszerne, kolorowe i ciekawe czasopismo, gdy się ma duże zasoby finansowe i sztab ludzi do pomocy (jak Pan P. Brych), czy też korzysta z państwowych dotacji (jak „Urania”), ale sztuką jest i to wielką, zacząć je wydawać i przetrwać prawie ćwierć wieku, dysponując znikomymi środkami na granicy opłacalności i bez żadnego wsparcia z zewnątrz. Mnie pierwszemu się to udało, kosztem ogromu wyrzeczeń, bardzo skromnego życia i przy nastawieniu, aby dawać z siebie wszystko ku zadowoleniu czytelników. Czy tylko bogaci przedsiębiorcy i ci korzystający z dotacji mają prawo tworzyć czasopisma astronomiczne, bo tylko piękne i obszerne magazyny są warte istnienia na rynku? A jeśli coś jest małe i skromne, to nadaje się do kosza? To są pytania retoryczne i nie oczekuję odpowiedzi, ale raczej skłaniam do refleksji. Na szczęście Pana stwierdzenie, że „... to czasopismo swoim wyglądem po prostu wrzeszczy z półki na potencjalnego nabywcę NIE BIERZ MNIE!...” jest tylko Pańskim odczuciem i nie musi Pan go brać do ręki, jeśli tak Pana odstrasza, bo nie dla Pana jest ono przeznaczone, lecz dla tych, którzy doceniają jego wartość. Cieszę się, że większość czytelników, do których to czasopismo jest adresowane, kupuje je ku swojemu zadowoleniu i w myśl zasady, że ”małe też może być piękne”, bo cenią oni sobie nie atrakcyjne opakowanie, ale treść, która spełnia ich oczekiwania. A jeśli czyjegoś oczekiwania nie spełnia, to nie musi go kupować, bo ma do wyboru inne tytuły.
Wiem, że łatwo jest krytykować i udzielać rad, gdy się ma duże dochody, żadnych życiowych problemów i na co dzień poczucie bezpieczeństwa finansowego. Gdyby jednak któryś z Panów chciał spróbować swych sił przy wydawaniu nowego czasopisma astronomicznego, takiego o jakim piszecie w swoich oczekiwaniach, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby podjął się tego zadania i przekonał się, jak bardzo jest to łatwe. Wspólną i problematyczną cechą wszystkich osób, które krytykują „Vademecum...” na tym forum jest to, że oceniają oni pismo, które kompletnie nie jest do nich adresowane. Próbują narzucić mi pewien schemat tworzenia czasopisma, podając za wzór piękną „Astronomię” P. Brycha, ale zapominają, że ta odmienność „Vademecum...” jest właśnie jego zaletą, bo wypełnia ono tę lukę na rynku, o której zdaje się zapomnieli wydawcy pozostałych czasopism. Próbujecie Państwo wmówić wszystkim czytelnikom, że „Vademecum...” nie jest nic warte, bo przecież „Astronomia” P. Brycha stoi na szczycie i wyznacza pewien standard, ale to - drodzy Państwo - jest standard dla Was, czyli zaawansowanych miłośników astronomii. Zapomnieliście natomiast, że są w tym kraju też początkujący adepci astronomii, którzy dzięki mojemu „Vademecum...” mogą także rozwijać swoją pasję za niecałe 32 zł rocznie i nie muszą wydawać aż 156 zł na zakup wychwalanej przez Was „Astronomii”, z której i tak połowy materiału by nie wykorzystali. A jeśli ktoś czuje niedosyt informacji w „Vademecum...”, to zawsze ma wybór – może kupić któreś czasopismo z „wyższej półki”. Gdyby wszystkie czasopisma były tworzone na ten sam wzór, o który postulujecie, to jaki byłby sens wydawania ich wszystkich? Sens jest wtedy, gdy mamy różnorodność, która wzajemnie się uzupełnia, bo nie ma i nie będzie czasopisma uniwersalnego. Pozostawiam to Państwu do przemyślenia (!).
Może po tej wypowiedzi rozpęta się dodatkowa dyskusja, ale ja zapewne nie będę mógł w niej uczestniczyć, za co przepraszam. Mam bardzo wiele pracy, bo czytelnicy czekają na kolejny numer „Vademecum...” i muszę podjąć trud, aby go dla nich wydać.
Pozdrawiam wszystkich, Mirosław Brzozowski