Pod dworzec ciężko się dopchać. Poza ludzkim tłokiem teren jest rozkopany i trzeba lawirować między ludźmi a rozkopaną ziemią. Przy wejściu stoją milicjanci i wszystkie bagaże (małe, duże, torebki i siatki) są prześwietlane. W środku kolejki po bilety.
Ciasno. Idziemy wprost do poczekalni, z której wchodzi się wprost na peron. Mamy trochę czasu, ale Endrju mówi, że zapobiegliwie musimy zająć miejsca bliżej wejścia, by potem się nie pchać. Pewno wie, co mówi. Im bliżej poczekalni, tym ciaśniej.
Ta grupka nie jest jedyna. Rozłożyła się pod drzwiami poczekalni. Jakie śmieszne karty. Nie wyobrażam sobie przechodzić tędy z bagażami. Wcale się nie przesuwają. Ludzie pchający się do środka wcale im nie przeszkadzają. W zasadzie na tym dworcu nie ma żadnych ścieżek komunikacyjnych. Trzeba tak iść, by po prostu przejść i czy się wali kogoś siatką po głowie, czy nie, nie ma znaczenia. Nikt się tym nie przejmuje. Żadne słowa "przepraszam" po angielsku nie skutkują. Endrju leci pierwszy, a my za nim - szybko, żeby się nie zgubić. Gdy stajemy w drzwiach poczekalni dopada nas duchota i chyba z 50 stopni, i i taki widok, że opadają mi ręce. Muszę iść, bo Endrju leci, ale nie wiem, jak
Endrju wręcz odpycha ludzi. Na zdjęciach nie widać dokładnie, ale ludzie tu zajmują trzy kondygnacje: siedzą na podłodze, siedzą na fotelach i stoją w każdym wolnym miejscu. Parę osób od nas siada, reszta ma stać przez godzinę na baczność. W ruch idą wszystkie wachlarze. Nasze podręczne bagaże zawadzają i nie ma ich gdzie postawić. Niektórzy mają statywy.
Wyjście do toalety wymaga ruchu z powrotem. Stanie jednak jest tak ciężkie, że w parę osób wychodzimy do sklepu dworcowego. Poza tym trzeba się zaopatrzyć w produkty, bo czeka nas impreza imieninowa w pociągu
No i człowiek całe życie się uczy. Za drugim razem już wiem, jak się odpowiednio rozpychać. Widać taka tu kultura - jeśli potrafisz być zdecydowany, to dopchasz się wszędzie.
Gdy nadchodzi odpowiednia godzina, ruszamy z poczekalni na peron. Tylko chyba my, reszta dzikiego tłumu nadal koczuje. Albo zostajemy wpuszczeni jako pierwsi, nie wiem. Jest to możliwe, bo w Chinach parę razy spotykam się z objawami rasizmu (?), gdzie biały człowiek jest traktowany lepiej.
Przy bramce sprawdzane są bilety. Nikt więc bez biletu nie wejdzie na peron. A tam... chłodzik i luzik (chłodzik w stosunku do poczekalni, bo wilgotność nadal zabójcza. Oj, lato, lato
)
Pociąg robi bardzo dobre wrażenie. Mamy najlepsze przedziały. Kolejna pani sprawdza bilety i wchodzimy. Po raz kolejny przychodzi mi się wstydzić za PKP.