To przejaśnienie, które się zamknęło, nie zdążyło przykryć się grubą warstwą chmur. Dlatego Słońce znajduje dostęp. Chmury stają się naturalnym filtrem i gołym okiem widać fazę częściową. Jest kilka minut do całkowitej, może minuta. Nie mam aparatu do fotografowania zaćmień, ale widać ciemniejszą warstwę chmur
Stoję jak porażona. Nie wierzę własnym oczom. Widzę, jak Słońce się zamyka, jak chowa się ostatni promień. Nurkujemy w ciemność.
Zdjęcia Konrada są lepsze.
Zaczynam piszczeć. Jak tych 200-300 ludzi wokół mnie. Rozlegają się brawa.
To jakieś szaleństwo. Mieliśmy nic nie widzieć. Zaniosłam lornetkę. Pochowane aparaty. Kropi deszcz. A Pan Bóg daje nam taki prezent. I te 6 minut. Chmury nachodzą i schodzą, ale dzięki temu, że to 6 minut - możemy cokolwiek zobaczyć. 6 najcenniejszych minut z ponad 2-godzinnego spektaklu. I tylko na te minuty niebo się otworzyło.
Z boku nieba widać odblask od korony (na środku).
Z doświadczenia i filmików na YT wiem, że ludzie biją brawo na początku i na końcu. W środku kontemplują. Tutaj jestem świadkiem o wiele żywszych reakcji. Co tylko Słońce wyjrzy zza chmury, ludzie krzyczą. Ja również nie mogę się powstrzymać. Każde odsłonięcie to sukces. Piszczę jak wariatka.
fot. L. Gorlak
A na końcu rzecz najpiękniejsza. Widzę, jak się wykluwa - diament. To nie kawałek Słońca wśród chmur. To prawdziwy brylant. Skrzy się na obrączce. Znowu wyję.
Chyba nikt z nas nie zrobił mu zdjęcia.
Chmury znowu filtrują światło i faza częściowa jest widoczna gołym okiem. Przez moment. Zaraz niebo szczelnie się zamknie i to będzie koniec. Zacznie znowu padać i nie będzie nawet sensu czekać do końca.
fot. Konrad Mruk
O, matko jedyna. Jakie to wszystko nierealne.
Patrzcie, jak wyglądają ludzie szczęśliwi.
fot.2 J. Jordan
fot. L. Witkowska i L. Gorlak
Wysyłam pierwszego smsa do Lucyny. Zaraz też dostaję wiadomość z Ningbo: widzieli
Jarek wygłasza jakąś mowę, ale w tej euforii nie pamiętam o czym. fot. L. Witkowska
Amerykanie otwierają szampana.
Chyba robimy dużo szumu z Finami, bo zjawia się telewizja i rozpoczynają się wywiady.
Chińczycy, małe dzieci, pozują z nami do zdjęcia. Morda mi się śmieje dookoła
2 Finów gra na gitarze do mikrofonu, a potem cała ich grupa ustawia się przed aparatem. Lecimy więc i my.
fot. J. Jordan
Finowie śpiewają hymn narodowy.
- Co śpiewamy? - pyta Jarek, który kuca koło mnie. Widocznie uznaje, że hymn może nam nie wyjść bo intonuje "Hej, sokoły"
Czas na przypływ.
W autokarze krąży zielona buteleczka. A pan Tadeusz (wtedy jeszcze pan) głośno mi dziękuje. Potem do mnie jeszcze podchodzi i jest wyraźnie wzruszony.
Ale cóż ja zrobiłam? Zaćmienie to nie moja zasługa.
My i tak byliśmy zadowoleni, choć nikt już nie wierzył, że cokolwiek wyłoni się z tego nieba. Korona i diament zostały nam podarowane zupełnie "nadprogramowo" - z hojności natury.
Szampan. Nie pomyśleliśmy o szampanie. Trzeba będzie ten pomysł wykorzystać.