Czas zakończyć ten dzień 22 lipca.
cd
--------------------------------------------------------Jesteśmy po zaćmieniu, czas na tidal bore, czyli przypływ.
Wody Pacyfiku wlewają się do rzeki Qiantang poprzez zatokę Hangzhou.
http://www.youtube.com/watch?v=5e_c1YIu ... re=relatedhttp://www.youtube.com/watch?v=asa6N2F5BNQ&feature=fvwhttp://www.youtube.com/watch?v=of-ICUGz ... re=relatedFala przypływowa oczywiście rozbija się w ten sposób na samym końcu. Jej siła jest na tyle duża, że zjawisko to w tym miejscu jest porównywane do małego tsunami. Większe przypływy są tylko na Amazonce. My takiego rozbicia nie możemy zobaczyć, bo do samego Hangzhou nie zdążymy, ale mamy trochę czasu przez to, że nie oglądamy drugiej fazy częściowej.
Endrju pyta mnie, gdzie jedziemy. Mówię, że autostradą wzdłuż wybrzeża, jak najdalej (bo będzie węziej i fala wyższa). Powstaje problem z kilometrami do Suzhou (bo potem mamy jechać do Suzhou) i trzeba coś objeżdżać. Muszę jednak powiedzieć, że Endrju nasze interesy prowadzi rzetelnie. Za 2-krotny przejazd przez most trzeba zapłacić (niedużo), teraz nadkładamy kilometrów, ale wczoraj nie wykorzystaliśmy rekonesansu. Wszystko ulega podliczeniu i jesteśmy na czysto
Tak naprawdę nie wiemy dokładnie, ile mamy czasu. Ustalam jakąś bezpieczną miejscowość i jedziemy. I tak nie wszędzie można zjechać. Wszystkie decyzje konsultowane są z Windy.
Deszcz ustaje, robi się mniej szaro. Za oknem pewno temperatura rośnie. W końcu zaćmienie się kończy
Coś mi nie pasuje w moich butach, ale siedzę, więc nie bardzo wiem, co.
Co jakiś czas mijamy plakaty informujące o przypływie. Musi to być jakaś atrakcja, skoro takie bilboardy wiszą.
fot. R. Zieliński i Paweł Urbański - oni mieli jeden aparat i robili zdjęcia na spółkęGdzieś po godzinie zatrzymujemy się. Nazwy miejscowości nie pamiętam, ale jest przygotowana pod przypływ. Wysiadamy i widzę mnóstwo samochodów oraz dziki tłum pędzący na wybrzeże.
fot. Rafał i PawełRuchem kierują policjanci, a właściwie popędzają - nie wiem, czy im przeszkadzamy, czy zaraz ma być przypływ (chyba jedno z drugim). Wszyscy pędzą. Z nieba leje się wilgotny żar, więc 5 minut i wszystko jest mokre. No i moje buty. Mam na nogach szmaciane, z cekinami. Może akurat cekiny nie są istotne
ale buty w czasie zaćmieniowego deszczu rozmiękły. Spadają mi. Muszę trzymać buty palcami, jestem ostatnia, bo nie nadążam, za mną tylko pilot, który dziwi się, że nie mogę szybciej. A ja i tak lecę.
- Chyba zaraz je zdejmę i pobiegnę na bosaka.
- Nie możesz, bo asfalt cię poparzy.
Gramolę się po schodach, nogi mi odpadają. Wzdłuż zatoki są jakieś miejsca do oglądania.
fot. RiPNasi stoją już w jednym miejscu, ja jako ostatnia w innym.
fot.1 Lila, fot.2 RiPTen tłum jest straszny. Więcej ich wyszło teraz niż na zaćmienie, a mają to co jakiś czas. I te parasolki. Co druga Chinka ma parasol i się pcha. Parasolki zasłaniają, więc wszyscy krzyczą.
Wtedy mam trochę czasu, by spojrzeć na własne nogi.
No, nie ma co się rozwodzić, bo to może mało ciekawe. Od tego trzymania butów mam 4 rany do krwi, po dwie na każdej stopie, niczym stygmaty ojca Pio. W Słońcu jest to piękna, żywa krew ze zdartą skórą. Może nie chlusta dookoła
ale mam czym straszyć, co oczywiście robię
Ale póki co nadchodzi fala. Nie czekamy na nią długo. Przypływ, może dlatego, że po zaćmieniu, nie robi na mnie takiego wrażenia, jak się spodziewałam. Niewątpliwie jednak warto obejrzeć.
Woda jeszcze przypływa, wyrównuje poziom, ale tego do końca nie oglądamy.
Jeszcze 2 fotki od panów R i P, z ich stanowiska
Tłum rusza z powrotem i to po moich stopach. Nie mogę iść. Nie ma co - muszę powiedzieć Endrju, niech mnie ratuje. Endrju wymyśla rikszę, ale ten kawałek muszę przejść.
Za bramą Windy łapie rikszę i za 10 yuanów wsiadamy: Windy, Iwona z Krzysiem, Artur i ja. Co za ulga!
Artur jest lekarzem i cudowny proszek, jaki mi serwuje na sączące rany uratuje mi życie. Buty do końca pozostaną mokre, ale mam drugie - piękne, żółte
, w których będę się gotować (ale już inaczej) i ganiać w gustownych skarpetkach. Plastry będę zakładać do końca wycieczki i z tego też powodu nie będę mogła wziąć udziału w zbiorowym masażu stóp
Przez najbliższe 2 dni będę musiała dosyć delikatnie chodzić niczym mała syrenka w baśni Ansersena - będzie bolalo (w baśni, nie w filmie Disneya; jak ktoś nie wie, to powiem, że straciła ogon, dostała nogi, ale czuła, jakby stąpała po sztyletach; ale się rozgadałam). Tak więc pamiętajcie - opatrunków na wycieczce nigdy dość
I butów.
Riksza zawozi nas pod autokar. Wsiadamy i jedziemy do Suzhou. W zasadzie dopiero minęliśmy połowę dnia.
To był bardzo astronomiczny dzień. 2 piękne zjawiska. Z takich rzeczy jeszcze w Pekinie obejrzymy stare obserwatorium. Naprawdę piękne i szkoda, że tak krótko.
A tu filmik z przypływu z tego roku, znaleziony na YT.
http://www.youtube.com/watch?v=w1Pobd5vInE