Perseidy nad Bugiem

PostAnka_U | 25 Sie 2011, 01:20

Był 1. Jeden zaobserwowany perseid, ale meteory były tylko pretekstem, by się spotkać.

Po zaćmieniu w Chinach postanowiliśmy spotkać się jeszcze gdzieś przed Australią. Mówię o ludziach, z którymi byłam na 2-3 TSE i z którymi planuję rok 2012. Zrobiliśmy takie spotkanie na Helu z okazji zaćmienia częściowego, ale w zasadzie ważniejsze były wspólne ustalenia na Australię. Na Helu postanowiliśmy spotkać się z okazji perseid w połowie sierpnia i zrobić sobie spływ Bugiem. Kolejne spotkanie planujemy na całkowite Księżyca w grudniu 2011, a potem tranzyt Wenus w czerwcu 2012. Lokalizację raczej wybierzemy w ostatnim momencie czyli tam, gdzie nie będzie chmur (zwłaszcza tranzyt). Przedsięwzięcie o tyle logistycznie trudne, że ja jestem z Gdańska, parę osób z Wrocławia, parę z Warszawy, a nawet z Libiąża czy Węgorzewa pod północną granicą.
Zdjęcia tu zamieszczone są różnych osób, co zresztą widać (Rafała, Artura, Konrada, Iwony i moje).

Tak więc 13 sierpnia wsiadłam w autobus, w Warszawie odebrało mnie dwóch pasjonatów zaćmień i pojechaliśmy do Czyżewa na granicy województw podlaskiego i mazowieckiego. Mniej więcej celowaliśmy wszyscy na godz. 17. Spływ i całe spotkanie organizował Jarek. Było nas 11, w tym dwoje dzieci (jedno ma w swoim dorobku 3 TSE i obrączkowe w Hiszpanii i jedzie z nami na Antypody).

Image

Czyżew ma tak odnowiony dworzec i jest taki pusty, że od razu skojarzył mi się ze stalinowskimi dworcami rosyjskimi, których tyle widziałam - olbrzymimi, w marmurach i naprawdę pięknymi. Brakowało kryształowego żyrandola.

Mieszkaliśmy w gospodarstwie agroturystycznym, cały domek był nasz. Wędliny własnego wyrobu (znaczy gospodarzy), racuchy na śniadanie, szaszłyki, karkóweczki, kaszanki, kompoty itp. :)
Obserwacje rozpoczęliśmy już po południu od patrzenia na kąpiące się krowy. Bo krowę trzeba nauczyć przechodzić przez wodę i nie każda umie pływać!

Image Image Image

Tego pierwszego wieczoru całe niebo było zasnute chmurami. Siedzieliśmy pod zadaszeniem przy grillu i można się było umrzeć z przejedzenia. Jarek dużo opowiadał o spływie, Bugu, historii okolicznych miejsc. Był to również wieczór wspomnień: Artur opowiadał o zaćmieniu obrączkowym na Malediwach i rzucał zdjęcia na ekran (czyli głównie biały piasek i błękitna woda ;)), potem poleciało parę fotek z tego samego zaćmienia, ale jako częściowego w Wietnamie, obrączkowe w Hiszpanii w 2005, Syberia i Turcja. No i dużo żarcia, i ustalenie trasy spływu.

Image Image Image Image Image Image

Po tej kolacji i obaleniu tego i owego w ilościach śladowych admirał zarządził spanie, ponieważ nazajutrz czekało nas ponad 30 km wodą. Ja cię nie mogę - to jest takie towarzystwo, że jak jeden zarządzi, to reszta się słucha. Siła argumentów i racjonalnego podejścia jest w tej grupie miażdżąca. Gdy organizowałam Chiny, podejmowałam decyzje i wszyscy mnie słuchali. Gdy admirał Jarek zarządził 22 lipca 2009 zbiórkę w hallu hotelu o godz. 4.40 rano, nikt nie śmiał się spóźnić. Sztab operacyjny debatował nad ucieczką przed monsunem, admirał zarządził postój pod mostem Hangzhou i też nikt nie kwestionował. A teraz dostaliśmy nakaz położenia się spać trzeźwymi jak świnie i tak się stało!

Rano - niedziela 14 sierpnia - pojechaliśmy samochodami do Drohiczyna. Jarek z Rafałem wrócili po kajaki, a my mieliśmy godzinę czasu na zwiedzanie miasteczka. Drohiczyn jest dosyć wiekowy - kurhany były tam już w VII wieku. Miasto raz było polskie, raz ruskie, raz litewskie, ciągle ktoś je zdobywał, a III rozbiór podzielił na pół. Obecnie liczy 2000 mieszkańców i turystyki tu prawie nie ma!
Na zdjęciach poniżej macie kościół franciszkanów z 1682 roku, ołtarz z 1762 r. Obok kościoła (nie widać) są zabudowania klasztorne, które po Powstaniu Listopadowym zostały zamienione na koszary, a kościół na magazyn. Dalej jest zegar słoneczny, na który dosyć przypadkowo weszliśmy oraz bunkier pod Górą Zamkową - pozostałość umocnień na linii Ribbentrop-Mołotow (IV rozbiór Polski) http://pl.wikipedia.org/w/index.php?tit ... 0926205627

Image Image Image Image Image

Na Górę Zamkową też weszliśmy, ale tam zamku nie ma. Został zniszczony prawdopodobnie w 1657 r. na skutek osuwania się skarpy. Był to dwór królewski z sądem i więzieniem dla szlachty. Za to są ładne widoki na Bug. Stoi tam również obelisk z 1928 r. upamiętniający 10 rocznicę odzyskania niepodległości.

Image Image Image

Tu pod tą górą kręcono niektóre ujęcia "Nad Niemnem" (później będzie też drugie miejsce), ponieważ Niemen ma wysokie brzegi i Bug ją tu przypomina.
"Nie ma znaczenia, ile zaćmień widziałeś, nigdy nie masz ich dosyć."
Turcja 2006, Syberia 2008, Chiny 2009, Australia 2012, Szkocja 2015, Idaho 2017, przede mną Meksyk 2024
Awatar użytkownika
 
Posty: 3026
Rejestracja: 09 Sie 2006, 00:40

 

PostAnka_U | 28 Sie 2011, 13:07

Zapakowaliśmy się do 6 kajaków. Artur miał za partnera siatki z żywnością. I rozpoczęliśmy spływ spod Góry Zamkowej.

Image Image Image Image Image Image

Bug ma długość 772 km, z tego w Polsce 587, wpada do Zalewu Zegrzyńskiego i zdaje się - jest dopływem Narwi. Wikipedia podaje, że Bug jest niebezpieczną rzeką ze względu na wiry, ale Jarek zapewniał, że w tym odcinku to spokojna rzeka, zresztą przepłynął ją prawie całą. Rzeczywiście było sielankowo. Na ostatnim zdjęciu panowie w kinie, bo jak stwierdziliśmy wystarczy siedzieć, a krajobraz sam się przesuwa (Bug płynie z szybkością 5 km/godz.)

Image Image Image Image Image Image

Niektóre fragmenty rzeki były naprawdę urokliwe - zwłaszcza tam, gdzie chmury odbijały się w niezmąconej wodzie.

Image Image Image Image

Mieliśmy też postój na drobną przekąskę. Image Image śniadanie na trawie ;)

A po półtorej godzinie jeszcze jedną przerwę "w porcie" ;) Niektórzy kąpali się tak Image a niektórzy tak Image

Później minęliśmy (a może wcześniej) drugie miejsce, gdzię kręcono "Nad Niemnem" (wysoka skarpa) i jeden z nielicznych mostów na Bugu.

Image Image Image Image

A później było szaleństwo, bo z pięknych chmurek zrobiło się takie coś Image Image co oznaczało, że końcówka spływu była dosyć dramatyczna, już bez przestojów i w ostrym tempie. Na drugim zdjęciu jest nasze gospodarstwo po prawej stronie. Dosłownie 10 minut po dotarciu do domu, lunęło. Tego dnia zrobiliśmy 36 km. Dorobiłam się bąbli na dłoniach i nie czułam ramion, a raczej wszystko mi w ramionach trzeszczało. Po obiedzie najzwyczajniej zasnęłam i nie ja jedna. Wieczorem mieliśmy ognisko i wychodząc z domku myślałam, że to perseidy już latają, a to z ogniska iskry pryskały ;) Księżyc tak mocno dawał po oczach, że oprócz tego jednego perseida nikt nie miał siły starać dostrzec jakiegoś innego. Zresztą dosyć szybko ludzie padli, a my w 6 osób trochę pogadaliśmy o Australii i perypetiach organizacyjnych. ISS przeleciała (a może dzień wcześniej). Tylko Andromedę lornetką w miarę łatwo było znaleźć.

W niedzielę trzeba było już o 9 wyruszyć ze względu na powroty o 13-tej. Myślałam, że nie dam rady już ani razu machnąć wiosłem, ale gdyby tak codziennie, to pewno z każdym dniem byłoby lepiej. Tym razem startowaliśmy od domu do miejsca nad Nurcem (dopływ Bugu), skąd zabrał nas wóz drabiniasty z traktorem (oczywiście hardcore na całego, 40 minut zdrowej jazdy).
Kilka zdjęć z tego dnia (na pierwszym szukamy dopływu):

Image Image Image Image Image

Tym razem przepłynęliśmy 6,5 km i to na odcinku Nurca pod prąd. Pierwszego dnia mieliśmy prędkość średnio 6,3 km/h, drugiego 4,6. Najszybciej płynęliśmy 12,7.

O 11.30 obiad i godzinę później pierwsza grupa wystartowała w kierunku Warszawy.
Taka była nasza wyprawa perseidowo-spływowo-zaćmieniowa. Do następnego razu na zaćmieniu Księżyca!
"Nie ma znaczenia, ile zaćmień widziałeś, nigdy nie masz ich dosyć."
Turcja 2006, Syberia 2008, Chiny 2009, Australia 2012, Szkocja 2015, Idaho 2017, przede mną Meksyk 2024
Awatar użytkownika
 
Posty: 3026
Rejestracja: 09 Sie 2006, 00:40

 

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 18 gości

AstroChat

Wejdź na chat