6 sierpnia, środa, dzień dwunastyDzisiaj prawie caly dzien w drodze. Jedziemy marszrutkami do Chużiru, miejscowości na wyspie Olchon. Dzień jest brzydki, caly czas mży. Podróż jest męcząca, jedziemy dziwnymi drogami. Tam wszystkie samochody mają popękane przednie szyby, a uchodzące powietrze z kół to normalka.
Ta kilkugodzinna jazda powoli uzmysławia mi, jak wielki jest Bajkał. Jedziemy mniej więcej wzdłuż jeziora, nie widząc go. Nawet teraz pisząc te słowa zastanawiam się, czy Bajkał to jezioro, czy morze.
Na odprawę trzeba trochę poczekać. Jest jeden prom, przeprawa trwa ok. 15 minut.
Zabieramy bagaże i wchodzimy z nimi na prom.
Mimo pochmurnego i wilgotnego dnia widać, że Bajkał ma tutaj odcień zielony. To jest jedyny nasz "rejs" po Bajkale. Ta przyjemność jest zbyt droga, by fundnąć sobie później. Na szczęście powrót promem będzie w innych warunkach pogodowych.
Cały czas zacina deszcz, drobny, ale dokuczliwy.
Po drugiej stronie czekają na nas marszrutki. Wsiadamy i jedziemy do Chużiru. Jedziemy i jedziemy. Chużir to tylko jedna z miejscowości na wyspie, a wyspa wydaje się nie mieć końca. ma 70 km. A za wyspą jeszcze kawał Bajkału. Jezioro w najszerszym miejscu ma 80 km. Mogłabym dojechać z Gdańska do Malborka i jeszcze dalej. Długość ponad 630, czyli prawie jak do Krakowa.
Roślinność jest stepowa i taka jest na całej wyspie.
Dojeżdżamy. Drogi w Chużirze jak na dzikim zachodzie. Jutro będzie taka pogoda, że przejście niektórymi ulicami będzie niczym kąpiel błotna w gabinecie spa. Na wyspie jest bardzo dużo dni słonecznych w roku, ale widać, że te deszczowe postanowiły przyjść dla nas.
Jest tak..
..ale jest i tak..
Zostajemy poupychani w drewnianych, takich "nowocześniejszych" domkach. Jesteśmy zmęczeni i brudni. Ale... wody nie ma. Zapisy na prysznic - terminy na godzinę 22. Śmierdzący wychodek.
Elektryczność została doprowadzona do Chużiru dopiero 3 lata temu. Kłopoty z wodą będziemy mieli przez cały czas. W którymś momencie tęsknię do transsibu, bo tam warunki wydają mi się lepsze.
Patrzę na to płaczące niebo i tak sobie myślę, że może zdarzyć się, że nawet nóg w Bajkale nie pomoczę. Nie mówiąc o myciu.
Dlatego po kolacji - mimo deszczu - w obstawie 3 ochroniarzy idę na brzeg, żeby się umyć. Wyprowadzają mnie gdzieś na skałki i się chowają. Jest już ciemno, ja na mokrych skałach, przede mną ciemną tafla jeziora, pada deszcz na ubranie. Nie mam odwagi zsunąć się do wody. Kurka - myślę - utopię się. Jakoś udaje mi się umyć, także włosy. Woda jest lodowata.
Nie powiem, jestem z siebie zadowolona.
Potem wracamy, jedno piwko w barze, po kilka łyczków czegoś mocniejszego w pokoju i idę spać.
Ha, łóżko mam małżeńskie z Halinką. To akurat nic, ale jakie twarde! W nocy się do niej przysuwam, bo mi zimno, a ta się odsuwa