Ależ to były emocje
Najpierw w ciągu dnia Słońce, potem lekkie burze... Zachmurzenie niemal całkowite. O 16:00 podjąłem decyzję- pakuję się i jadę na północ gdzie prognozy były łaskawsze.
No ale nie miałem żadnej wizji. Więc zostałem. "Niech się dzieje wola Boża" pomyślałem.
Od 19:00 zaczęło się wypogadzać
20:30 wyszedłem na łąkę szukać wschodu Księżyca... tyle, że wschodni kierunek zdawał się być zasnuty chmurami. Do tego mgła...
20:45 wróciłem na podwórek. Zrezygnowany i pożegnany z fazą częściową.
20:52 WOOOOOW jest! Jest! Widać połowę tarczy! Piękny, żółtawy. Nie było widać zaćmionego fragmentu ale sam rogalik księżyca,który powinien być w pełni? MIODZIO
Potem zaczął bardzo szybko się pomniejszać! To było zdumiewające jak szybko wżerał się w cień naszej planety.
Tuż po 21:00 dostrzegłem wyraźniej zaćmiony fragment ale nadal był ledwo widoczny.
Aż wreszcie o 21:30 Księżyc już całkowicie pogrążył się w cieniu Ziemi. To było piękne. Ten ciemny kolor i takie hmm wycieniowanie od ciemnego pomarańczu do koloru zrównanego z kolorem nieba. Co ciekawe od fazy całkowitej przypominał mi raczej znów fazę częściową ale bez wyraźnego łuku cienia Ziemi. Potem już było tylko piękniej. Ta ciemna barwa. Ta dynamika zmian barw. Gołym okiem żadnych detali, tylko tyle, że był widoczny jako ciemna kulka. Ledwo. Potem znowu górny brzeg pojaśniał. Po minucie księżyca prawie nie było widać. Zaś znowu pojaśniał, był brunatnoczerwony. Przed zakończeniem fazy całkowitej aż mi mowę odebrało. Nagle zaczął szybko jaśnieć do jasnej pomarańczy aż wreszcie pojawił się piękny "brylancik"dosłownie jak podczas zaćmienia Słońca ale bez oślepiającego blasku. Wyglądał jak latarnia. A ileż gwiazd się pojawiło tuż przed końcem fazy całkowitej... To było na prawdę piękne zaćmienie. Szczególnie pod koniec! I jak zwykle- nie można zdecydować które piękniejsze. Nie da się! Każde jest wyjątkowe i każde jest... najkrótsze