Dwa ostatnie, gorące wieczory spędziłem na Przełęczy Knurowskiej, odhaczając kolejne obiekty z długaśnej listy przygotowanej na sezon jesienno - letni. Warunki były bardzo przyzwoite – w zenicie spokojnie ponad 6,5 mag (koniec białych nocy!), choć po 23 przeszkadzał nieco Łysy, a wczoraj również pioruny rozświetlające momentami horyzont.
A co padło? Sporo tego było, ale w dalszym ciągu polowałem na mniej znane mgławice planetarne, choć parę kulek i galaktyczka też się trafiły. Ale ad rem.
Zacząłem od pogranicza konstelacji Wężownika, Węża i Strzelca, gdzie oprócz znanego i lubianego „Duszka” („Little Ghost Nebula” – NGC 6369) znajdują się dwie „Skrzynki” („The Box” - według terminologii naszych sojuszników zza Wielkiej Wody).
Pierwsza skrzynka to mgławica NGC 6445 w Strzelcu, o jasności 11, 2 mag., spora, o wyraźnie prostokątnym kształcie. Wraz z pobliską gromadą kulistą NGC 6440 (jasność nieco ponad 9 mag) tworzą naprawdę fajną parkę, dostępną już w mniejszych aperturach (8 cali przy dobrych warunkach będzie aż nadto). Genialny widok w szerokokątnym okularze z użyciem średnich powiększeń (u mnie był to ES 14 mm).
NGC 6445
NGC 6440
Druga to NGC 6309 w Wężowniku. Jest równie jasna (ok. 11 mag) i efektowna jak poprzedniczka, choć nie towarzyszy jej żadna globulka. Także w jej przypadku potoczna nazwa dobrze oddaje kształt obiektu. Obok niej widoczna gwiazdka o zbliżonej jasności, całość w niskich powiększeniach wygląda jak układ podwójny.
Obie mgławice dobrze widoczne bez filtra, choć oczywiście OIII doskonale wyciąga mgławiczki z tła (niestety kosztem otoczenia, co szczególnie dotkliwie widoczne było na przykładzie kulistej NGC 6440).
Skoro byłem już w gwiezdnym ogródku mitycznego Asklepiosa postanowiłem przyjrzeć się kilku znajdującym się tam kulkom (z kategorii tych mniej popularnych).
Na pierwszy ogień poszła trójka blisko siebie położonych obiektów pod tytułem NGC 6517, NGC 6539 oraz IC 1276. NGC 6517 jest kulką dość łatwą do wyłuskania (co jako pierwszy uczynił oczywiście Wiliam Herschel), podobnie zresztą jak NGC 6539 ( ta jednak została odkryta nieco później, bo w 1856 roku przez duńskiego astronoma i łowcę komet Theodora Brorsena). Icek to słabizna – kaszkowate pojaśnienie na tle nieba, o jakichkolwiek śladach rozbicia można zapomnieć.
Podobnie, jako kaszkowaty kleks jawi się NGC 6366, położna obok dość jasnej gwiazdy 4,5 mag. Polowałem jeszcze na pobliską IC-etkę nr 1257, ale to słabe cholerstwo jakoś nie chciało wyskoczyć mi z tła. Wrócę do niej przy lepszych warunkach.
Efektowna była również M9 wraz z sąsiednimi NGC 6342 oraz NGC 6356. Długą chwilę zastanawiałem się jakim cudem NGC 6356 nie znalazła się w katalogu Messiera (jest prawie tak samo jasna i łatwa do dostrzeżenia jak emka).
Z uwagi na dość zamglone niebo blisko horyzontu odpuściłem sobie tymczasowo starcie z nisko położonymi Palomarami 8 i 9, przenosząc się stopniowo coraz wyżej - do Orła, a następnie Liska, Cefeusza i Kasjopei.
W Orle odnalazłem malutką (6”), ale dość jasną (11,4 mag) mgławicę planetarną NGC 6741. Maleństwo to straszne, nawet w pow. 200x trudno odróżnić ją od gwiazdy. Po diabła więc jej szukałem? Ano spodobała mi się na zdjęciu wykonanym przez HST.
Kolejna śliczna planetarka czekała na mnie w Lisku. Mowa o NGC 6842; jest słaba (13,1 mag), ale nie tak mała (50”), okrągła, o jednorodnej strukturze. Świetnie reaguje na filtr OIII.
W jej pobliżu (ale już w Łabędziu) świeci sobie niepozorna gromada otwarta NGC 6834. Niepozorna nie znaczy nieładna – kilkadziesiąt słabych gwiazdek tworzy ładne tło dla kilku jaśniejszych, widocznych „od frontu”.
NGC 6834
Błądząc w tym rejonie nieba warto zahaczyć o mgławicę NGC 6894. Opisywałem ją w poprzedniej relacji z połowy lipca jako miniaturowy pierścionek. Od tamtego czasu nic się nie zmieniło – mgławiczka w dalszym ciągu jest urocza.