Moja dzisiejsza poranna obserwacja była tzw. "off the record", nie robiłem z niej dokładnej relacji tak jak z ostatnich obserwacji, w których skupiałem się na DS. Jednak postanowiłem krótko opisać jak to wyglądało z racji tego, że zawsze może to przeczytać ktoś doświadczony i udzielić kilku cennych rad, tak jak to było z moimi poprzednimi obserwami. Planu obserwacji nie robiłem, przede wszystkim chciałem zobaczyć ponownie Marsa w lepszych warunkach i rzucić dziewicze ( ) spojrzenia na Saturna i Wenus.
Budzik zadzwonił o 3:30 i jakoś nie miałem większych oporów ze wstawaniem, głównie z podekscytowania zobaczeniem Saturna i jego pierścieni. Księżyc był już nisko nad horyzontem, wystawiłem Syntę do wychłodzenia i położyłem się jeszcze na chwilę, aby o 4:20 wyjść już na obserwację. Wziąłem ze sobą laptopa z odpalonym Stellarium, w razie gdyby była możliwość obejrzenia jeszcze kilku DSów. Na pierwszy cel poszedł oczywiście Saturn, który znajdował się w gwiazdozbiorze Wagi. Najpierw przez 18mm i ujrzałem piękny widok, który tak bardzo chciałem zobaczyć - Saturn i jego pierścienie. Już wiedziałem, że warto było wstawać z łóżka! Wpatrywałem się dobre kilka minut przez okular i wymieniłem na 10mm z nadzieją, że zobaczę przerwę Cassiniego. Jednak to chyba za słabe powiększenie lub Saturn był za nisko aby je dostrzec. Tak czy inaczej planuje zakup dobrej jakości okularu z małą ogniskową. Po Saturnie przyszedł czas na Marsa, którego oglądałem już ostatnio, jednak nie mogłem go wtedy wyostrzyć przez niskie położenie na nieboskłonie. Teraz tarcza była już bardziej wyraźna w 18mm, po zmianie na 10mm znów się zawiodłem, bo nie dostrzegłem większych szczegółów (kiepski ten okular, nie ma co ukrywać). Tymczasem zaczynało już świtać, więc z DSów nici. Została piękna Wenus, którą było widać już wyraźnie na południowym wschodzie. "Gwiazda poranna" jak ją zwykli nazywać Majowie, świeciła jasnym blaskiem i jakby mówiła "chodź, spójrz na mnie, jaka jestem piękna" Musiałem przemieścić teleskop na sam koniec działki, ponieważ budynek gospodarczy sąsiada uniemożliwiał wycelowanie w nią teleskopem. Wysiłek i tym razem się opłacił, już po chwili oglądałem sierp Wenus przez Meade'a...
Robiło się coraz jaśniej, wokół mnie kompletna cisza, w pobliskim lasku było słychać poranne, delikatne śpiewy ptaków. Spojrzałem jeszcze raz, już nie przez teleskop, na Wenus, Saturna i Marsa. Pomyślałem, że fajnie jest mieć takich towarzyszy pędząc po orbicie wokół Słońca