Minionej nocy (29-30/03/14) postanowiłem wyruszyć pod niebo nieco oddalając się od mojego miejsca zamieszkania. Już w piątek jeździłem w dzień po wioskach oddalonych ode mnie kilkanaście, do 30km szukając fajnej miejscówki - głównie na przyszłość pod teleskop, ale także po to, by pobyć czasem gdzieś na odludziu i obserwować z naturą.
Wczoraj około 10 wieczorem wybrałem się do jednego z miejsc, choć jeszcze nieco przed obszarem czarnej plamy na mapie LP. Zabrałem żurawia, lornetkę, ciepłe ubrania, coś do jedzenia i wyruszyłem. Na miejscu okazało się, że zapomniałem ważnej rzeczy, czyli małego, składanego siedzonka, które bardzo dobrze się uzupełnia z moim żurawiem. To sprawiło, że nie mogłem zbytnio komfortowo obserwować wysoko położonych obiektów. Na horyzoncie widniała również mała, ale całkiem silna łuna. Głównie wyprawa miała na celu sprawdzenie zasięgu nieba, ale spojrzałem także na kilka obiektów moją lornetką.
Najpierw popatrzyłem na przyjemną i mocno upakowaną M67. Ostatnio już u mnie pod domem pokazuje ślady rozbicia zerkaniem. Następnie skusiłem się na główną atrakcję w Raku, czyli M44.
Spojrzałem potem na obiekty Woźnicy. Pierwszy wpadł w pole widzenia Harrington 4. Obok, po lewej, była NGC 1893 a po prawej uczucie mgiełki otulającej dwie gwiazdy, ale czy była to IC 405 tego nie jestem pewien. Przejechałem do uśmiechniętej buźki razem z NGC 1907 oraz M38. W jednym polu także była M36. Potem odwiedziłem M37, której gwiazdy zdają się ciągle nie móc wyjść z gęstej, mglistej błony. Przejechałem do mało atrakcyjnej NGC 1857 a potem do NGC 1778. Po niej odwiedziłem NGC 1664 położoną za koźlętami a na końcu spojrzałem na NGC 2281.
Byłem zrezygnowany trochę z braku siedzenia. Spojrzałem na Chichoty i okolice, po czym skierowałem lornetkę nad głowy Bliźniąt, na gwiazdozbiór Rysia, gdzie leży NGC 2419. Podchodzę do tej kulistej już prawie od miesiąca chyba czwarty raz i za każdym razem jest tam coraz lepiej dostrzegalny świetlny punkt. Tym razem był bardzo oczywisty i widoczny przez 100 procent czasu zerkania. Podobnie było noc wcześniej u mnie z podwórka, lecz tym razem jeszcze pewniej. Intergalaktyczny Wędrowiec to jedno z najtrudniejszych moich wyzwań upolowanych lornetką.
Dużo czasu spędzałem na spoglądaniu ku niebu bez lornetki. Przyszedł w końcu czas, by spróbować odnaleźć choćby jedną z zaplanowanych gwiazd gołym okiem. Wybrałem Wielką Niedźwiedzicę gdyż to ona królowała w zenicie razem z Psami Gończymi, lecz była łatwiejsza z uwagi na Wielki Wóz. Jedna gwiazdka okazała się nie stwarzać dużych kłopotów zerkaniem, po około pół godzinnym przebywaniu na miejscu. W Stellarium ma ona 7.05mag. Pierwszy raz widziałem świadomie tak słabą gwiazdę nieuzbrojonym okiem. Miałem wrażenie, że jeszcze trochę lepszego nieba i Żłóbek zaczął by się rozbijać zerkaniem! Ogólnie zaś niebo wizualnie nie odbiegało znacząco od tego, które znałem do tej pory, ale i u siebie dłużej wzrok adaptowałem wiele razy.
Spojrzałem jeszcze na pewien wzór gwiezdny, który jakiś czas temu znalazłem z Stellarium. Nie przypomina on niczego innego tak, jak chyba najbardziej rozpoznawalną broń Kałasznikow. W mojej lornetce widać zarys ogólny karabinu, lecz dla lepszego efektu potrzeba by chyba większej lornety bądź teleskopu a ukaże się więcej jego gwiazd, które odzwierciedlają dość dokładnie detale. Ten asteryzm leży w gwiazdozbiorze Sekstansu i choć nie powala w mojej lornetce jak Wieszak, czasem na niego spoglądam.
Na tej miejscówce nie czułem się za dobrze, a jadąc polną drogą mijałem jakiegoś sporego psa. Postanowiłem pojechać w rejon czarnej plamy kilkanaście kilometrów dalej. Szukając miejsca spoglądałem przez okno w samochodzie na bardzo wyraźne gwiazdy. M13 była widoczna od razu po zatrzymaniu samochodu przez otwarte okno stojąc na długich światłach. W końcu zatrzymałem się w odpowiednim miejscu i wyszedłem. Niebo było podobne jak wcześniej, a po jakimś czasie dostrzegałem czasem tę samą gwiazdkę 7.05mag. w Ursa Major, lecz już z dużym trudem. M 92 była widoczna dość słabo. Nie wyciągałem żurawia z bagażnika tylko podpierałem się o dach samochodu. Spojrzałem w sumie tylko na M13, Albireo oraz małe skupisko gwiazd w Cefeuszu przypominające mini wieszak, a także na Mizara i okazało się, że z ręki widać, że to nie jedna gwiazdka. Nie obserwowałem nic więcej lornetką, tylko spoglądałem na niebo i horyzont gołym okiem. Widać było jakieś małe i słabe łuny. M35 nie stwarzała problemów gołym okiem około 10 stopni nad horyzontem. Czułem się zmęczony i około północy postanowiłem wrócić do domu, a jadąc w pewnym momencie musiałem szybko zwolnić, gdyż niemal na szosie stało stadko saren.
To był w sumie drugi wyjazd w tamte strony. Pierwszym razem pojechałem spontanicznie w Styczniu tego roku, poprzednim i niezbyt pewnym samochodem szukając miejsca w nocy. Zepsuł mi się wtedy wskaźnik paliwa, po czym utknąłem w czarnej plamie na głównej szosie. Czekając na pomoc brata, o północy zgasły okoliczne światła wiosek. Mogło by się wydawać, że zabrakło mi paliwa w odpowiednim miejscu i czasie, lecz co chwilę jeździły samochody (głównie tiry) i nie mogłem zaadaptować wtedy wzroku. Nie znałem także słabszych gwiazd niż 6.5mag i takie tylko wtedy dostrzegłem. Było także bardzo zimno a horyzont był przymglony. Pamiętam, że to była noc Kwadrantydów, lecz były mniej widowiskowe niż rok wcześniej. Tym razem wyjazd był udany i bez takich przygód, choć nie poświęciłem go prawie na obserwacje lornetką.