Witam ponownie.
Jako, że "świeżak" jestem i w tym okresie jest największa zajawka na nowe hobby, to ostatnio, dosyć często wybieram się na obserwacje. Od piątku do środy (24-29.10) pogoda we Wrocławiu i okolicach wręcz olśniewała, a wieczorami, wytężając słuch, dało się usłyszeć ciche wołanie ciemniejącego nieba. To była Wega, która martwiąc się, że z nocy na noc, jest już coraz bledsza, zachęcała inne gwiazdki do nawoływania w kierunku nas, obserwatorów, miłośników nocnego nieba. I niczym syreny, wabiące śpiewem żeglarzy, ściągnęły moją uwagę. Ale nie, one nie chciały zrobić nikomu krzywdy, tak jak morskie nimfy, przeciwnie. Chciały, aby ich blask odbijał się naszych oczach, pragnęły być podziwiane.
Z tych sześciu nocek, udało mi się skorzystać aż 4 razy. Niestety, udokumentowałem tylko widok "królowej galaktyk", zamieszczonej kilka postów wyżej. Dlatego cała relacja, a raczej wybrane fragmenty, zamyka się w słowach.
Piątek 24.10.14
Tutaj się nie rozpisując, wysyłam do innego
tematuNiedziela 26.10.14
Po spakowaniu się do auta i zajechaniu na "moje" pole kukurydzy pod Wrocławiem, okazało się, wtedy nie wiedząc o tym, zająłem miejsce chwilę po koledze Piotrze K. z tutejszego forum. Tym razem, nie czekałem zbyt długo z rozstawieniem się i po chwili walki ze składaniem, wyważaniem teleskopu i ustawianiem go na Polarną, byłem gotów rozpocząć moją "wędrówkę" po wszechświecie.
Na pierwszy "strzał" wycelowałem w nieoglądaną jeszcze przeze mnie, gromadę kulistą w Pegazie, M15. Jako, że obiekty, których wcześniej nie widziałem, sprawiają mi niemałą trudność w ich odnalezieniu, w tym przypadku nie było inaczej. Katalog Wimmera nie podaje szczegółów, a wydrukowany atlas nieba do 7mag, który posiadam, też jest zbyt słaby, aby porównywać widok w okularze z tym na papierze. Niemniej jednak, po którymś razie z kolei, wycelowałem szukacz w miejsce, w którym powinna być i okazało się, że mam ją niemal centralnie w polu widzenia okularu. Przebrnąłem przez wszystkie dostępne powiększenia, tj. 30-60-75 i 150 i wygrała 75tka. Co prawda, tak jak w mniejszych "pałerach", wciąż była raczej mgiełką, ale za to wystarczająco jasną,czego nie mogę powiedzieć o 150x. A tu, mogłem dostrzec zaledwie kilka gwiazd na obrzeżach, ale za to bardzo ciemnych.
Następnie, szerokim łukiem, zahaczając o Plejady, M45 czy jak, kto woli, Melotte 22, skierowałem swoje "oko" na koniec jednego z rogów Byka. Tam, chciałem zerknąć na asteryzm o wdzięcznej nazwie "Plemnik". No i był, nic specjalnego, więc nie zostałem przy nim zbyt długo.
Moją uwagę zwróciło za to, całkiem wyraźne, widoczne gołym okiem pojaśnienie w Drodze Mlecznej, pomiędzy Perseuszem a Kasjopeją. Okazało się, że to dwie, piękne i bogate w gwiazdy gromady otwarte. Podziwiałem je dosyć spory czas, nawet nie zadając sobie trudu, aby sprawdzić, co właściwie oglądam. Były to oczywiście "Chichotki", skatalogowane jako NGC 869 i 884.
Jako, że poprzedniej nocy miało miejsce przesunięcie zegarków o godzinę wstecz, Orion, przez niektórych uważany za najładniejszy gwiazdozbiór na naszym północnym niebie, był już znacznie ponad linią horyzontu. Nie ukrywam, moim celem była mgławica M42
. Co prawda, "widziałem" już ją wcześniej, ale to było przez okno w mieszkaniu z miasta i drugim razem, gdy była jakieś 10 st. nad horyzontem. Efekt był praktycznie ten sam. Marne pojaśnienie z trapezem gwiazd w centrum, sięgające swą "mgiełczynką" zaledwie do układu Teta 2 Oriona i tyle samo w przeciwnym kierunku. I już wycelowałem lunetą 6x30, i już przybliżałem oko do okulara i........ DRRRYŃ DRRRYŃ! Żona dzwoni
"A o której będziesz? A nie jest Ci zimno? Ty to jednak świr jesteś, że a w taki ziąb sterczysz na polu i się gapisz w nie wiadomo co. Chodź do domu spać." Pewnie niejeden z Was ma, bądź miało na początku podobne przeżycia. Zbyłem Ją grzecznie, szybkim "zaraz, zaraz, już się zwijam" i wróciłem do wcześniejszych czynności. Przykładam lewe oko do soczewki 25mm okularu, poprawiam nieco oś rektascencji i jest! Oto Ona, Wielka Mgławica w Orionie. Obiekt głębokiego nieba, o którym istnieniu wiedzą nawet niektórzy, "zwykli" zjadacze chleba. Dzięki obrazowi mgławicy, rozciągającej się w znaczne dalsze obszary nieba, poczułem, że żyję! W tamtej chwili, chyba po raz pierwszy,w kontekście astronomicznym, poznałem znaczenie słów "zapiera dech w piersi". Jednak obserwowałem bez filtra, pod nie najlepszym niebem i żeby mieć ją w całym polu widzenia mogłem śmiało użyć mocniejszego powiększenia. I w ten sposób, w "dziesiątce", dającej 75-cio krotne zbliżenie, podziwiałem ją w całym obrazie jaki dawał ten okular. A w "mgiełce" dało się wyróżnić pewne ciemniejsze i jaśniejsze, lepiej kontrastujące obszary, dające nieco pogląd na strukturę tej mgławicy. Dłuuugo przy niej zostałem i gdy wreszcie pomyślałem o tym, co powiedziałem żonce, postanowiłem się zbierać.
Ale zaraz, zaraz. W międzyczasie, z lewej strony, wystarczająco wyłonił się rzymski bóg nieba. Zanim zacząłem realizować plan z przed chwili, namierzyłem Newtonem tego olbrzyma. Był jednak jeszcze zbyt nisko (ok. 10 stopni) i Jowisz, w turbulencjach powietrza, przez grubą warstwę atmosfery wyraźnie falował. Były jednak momenty, że tarcza miała regularny, okrągły kształt i wtedy wydawało mi się, że oprócz dwóch, oczywistych pasów atmosfery widzę po lewej stronie na dolnym pasie (obraz odwrócony) Wielką Czerwoną Plamę. Po sprawdzeniu później w Stellarium wyszło, że miałem rację. Wydawało mi się
Mógłbym ją w tym miejscu widzieć, gdybym nie miał odwróconego obrazu.
I tym akcentem, zakończyłem obserwacje trwające od 23 do 1 w nocy tego dnia. Dziękuję.
Trochę się rozpisałem, więc cdn...