Pogoda nie rozpieszcza. Warszawskie niebo od kilku dni spowite jest chmurami. Zaraz po zmroku obserwacje wydawały się tylko abstrakcyjnym pojęciem a jednak tuż przed 9ta niebo się nieco odsłoniło i niewiele myśląc zabrałem moje 8 cali i błyskawicznie byłem przed blokiem. Na niebie wokoło chmury ale altair i vega prezentują się pięknie więc stają się moimi celami dla go to. Vega nieco iskrzy i odsłania niedoskonałości mojego teleskopu który nie zdążył się jeszcze wychlodzic (choć jest dość ciepło i nie ma na tym polu katastrofy) to jednak rozdzielenie epsilona jest tylko poboznym życzeniem
. Co słychać u M15? Z 20 mm okularem to piękna kołowa mgiełka, nie przeszkadza mi nawet zalane sztucznym światłem niebo, w ogóle polubilem niewielkie powiększenia. Swoją delikatnością przypomina mi M3 -bezpretensjonalnie daje mi do zrozumienia ze nasza rzeczywistość jest tylko niewielką , żeby nie powiedzieć pomijalna częścią wszechswiata. Z niepokojem spostrzegam że południe coraz bardziej pokrywa się chmurami. Zerknę na M31..i jest piękna jak zawsze. Świetlista elipsa wyłania się w okularze nie zważając na gromadzace się chmury. Spoglądam kilka minut , nawet początkujący amator nie może jej zignorować, z filtrem cls jądro odznacza się wyraźnie. W końcu chmury zwyciężyły i uciekam do Perseusza - chichotki to twardziel który równie dzielnie opiera się pogodzie, czerwona gwiazda pomiędzy lśni jak rubin, nawet w okularze 11 mm jest dobrze - było warto myślę składając sprzęt bo w końcu wszyscy uleglismy pogodzie. W domu spoglądam na zegarek, okienko w chmurach trwało jakieś 40 min a mi zdawało się ze byłem dużo dłużej, i zupełnie gdzie indziej, pomiędzy wizytą w supermarkecie a kolacja wpadłem na chwilę do innych światów. Taka to relatywistyka warszawskiego trawnika..