Godzina snu

PostDamian P. | 02 Sie 2017, 21:54

Jest wpół do drugiej. Próbuję zasnąć od jedenastej i nic. Już raz prawie mi się udało spotkać z Morfeuszem – mam nadzieję, że był kobietą – lecz jest on jak motyl i wystarczy jeden ruch, jeden szelest myszy, albo zaskrzypienie sprężyny w łóżku i wszystko zaczyna się od nowa.
Poczułem w końcu sygnał od mojego pęcherza i po kilku zawahaniach w końcu wstałem uznając, że może warto przed snem go opróżnić. Zdawałem sobie sprawę, że na dworze jest niebo i że prawdopodobnie jest usiane mnóstwem gwiazd, ale nie miałem zamiaru wychodzić, mimo to, coś podpowiadało mi abym nie marnował zbyt mocno adaptacji wzroku, którą sobie wyrobiłem leżąc w prawie ciemnym pokoju. Z drugiej strony nie miałem ochoty skupiać się na szukaniu po ciemku celu. Tuż przed drzwiami łazienki zatrzymałem się i wciągnąłem powietrze nosem. Chciałem się upewnić, czy aby nie zostawiłem czajnika na gazie. Ostatnio mi się to zdarzyło i śmierdziało w całym domu, lecz tym razem byłem pewny, że nie poczułem niepokojących zapachów. Zapaliłem światło w łazience i zamknąłem powoli za sobą drzwi, które wydały przeciągły, skrzypiący jęk i stopniowo zacząłem odsłaniać oczy. Po wszystkim udałem się do kuchni. Było już mi wszystko jedno, czy zepsuję całkowicie adaptację, więc zapaliłem światło. Wszystko było w porządku. Z żadnego z palników nie sączył się fioletowo-żółty, gazowy płomień.

Tak się stało, że zamiast wrócić do pokoju, wyszedłem do sieni, przekręciłem dwa razy zamek, który wydał dwukrotne „klik, klik” i wyjrzałem na dwór, stając jedną stopą na schodku. Od razu uderzyło mnie sporo jasnych i mnóstwo słabszych gwiazd. W pierwszej chwili moją uwagę przykuła asocjacja Melotte 20 w Perseuszu, potem, trochę wyżej Gromada Podwójna, Kasjopeja, która wdrapała się już całkiem wysoko, a potem zwróciłem uwagę na Trójkąt i świecącą kątem oka słabą plamę światła galaktyki M33. Cholera, przed chwilą stałem w kuchni przy zapalonym świetle a teraz, po ledwie kilkunastu sekundach, widzę galaktykę w Trójkącie. W pewnej chwili niebo przeciął piękny, jasny i obwity meteor, jakby czekał aż wychylę głowę przez szparę w drzwiach i go zobaczę. Potem rzuciła mi się w oczy galaktyka M31 w Andromedzie, a następnie dostrzegłem światło nad Trójkątem, pochodzące od gromady otwartej NGC 752 z Andromedy. Wciąż stałem jedną nogą na schodku, trzymając ręką uchylone drzwi. Nisko na Wschodzie wisiały Plejady. Wróciłem do swojego pokoju i po dłuższej chwili byłem gotów. Ubrany i z przewieszoną na szyi lornetką 10/50.

Gdy wyszedłem ponownie, od razu zauważyłem, że niebo jest trochę bardziej "przygaszone" niż wcześniej – przebywanie w jasnym świetle dłuższy czas robi swoje – lecz Droga Mleczna, wysoko nad moją głową, była bardzo wyraźną jasną wstęgą. Ruszyłem w stronę pomieszczenia gdzie był mój fotel. Żużel pod moimi nogami wydawał szorstki chrzęst. Poza tym było bardzo cicho. I było ciemno. Gdy wyciągałem fotel, rozległ się dźwięk obijających się o siebie słoików, co w środku nocy zdawało się być dziesięć razy bardziej głośne niż powinno – zapewne fotel był o nie oparty. Wyciągnąłem go parę metrów dalej na podwórko i wytrzepałem ręką potencjalne pajęczyny oraz ich potencjalnych właścicieli.
Usiadłem i rozejrzałem się po niebie. Zawsze po kilku miesięcznej przerwie nie mam pojęcia co chciałbym zobaczyć najpierw. Wszystko wydaje się takie obce, jak stary znajomy, którego nie widzi się latami. Jestem trochę przeziębiony, więc czasami wydawałem nocne oznaki człowieczeństwa chrząkaniem, kaszlem albo pociągnięciem nosa. Poza tym mam chrypkę i mój głos ostatnio przypomina głos Stevena Seagala.

Nade mną roztaczała się Droga Mleczna. Niczym smuga porozwiewanego tu i ówdzie dymu. Siedziałem naprzeciw Lutni a Wega była teraz najjaśniejszym obiektem jaki widziałem, lecz ku mojemu zapomnieniu (tłumacz to sobie jak chcesz, ale po prostu nie byłeś na bieżąco z niebem), miało to się zmienić. Niedługo na niebie zjawi się coś znacznie jaśniejszego.

Pierwsze co zobaczyłem w Nikonie było poniekąd zbiegiem okoliczności, bo gdy przyłożyłem luźno oczy do lornetki Wieszak już tam był. Patrzyłem na gwiezdny wzór wokół którego było mnóstwo słabszych gwiazd. Wszędzie było ich pełno. A tuż obok było miejsce, gdzie powinna być mała gromadka z katalogu NGC, ale zobaczenie jej w takiej lornetce byłoby cholernie trudne. Skręciłem do Strzały, gdzie było widać małą mglistą kulkę światła, tuż nad gałązką świerku – gromadę Messier 71. Miałem teraz w dolnej części kadru czarne, nie wyostrzone kontury gałęzi a większa część kadru była usiana świetlistymi punkcikami na ciemnym tle. W kadrze tym, najjaśniej lśniła intensywnie żółta gwiazda, wchodząca w skład szkieletu strzały. Przesunąłem się odrobinę na Północ i zobaczyłem mały, o wiele jaśniejszy od M71, obiekt. Świecił wciąż tam, gdzie widziałem go ostatnim razem (wieki temu). Piękna mgławica Hantle, piękny Messier 27, piękny ogryzek, jakkolwiek to brzmi. Niewielka chmurka światła po dłuższej chwili zaczęła się rozdwajać i stała się jakby dwuczęściowa w kierunku bodajże południowy Zachód - północny Wschód i niemal równolegle do parki gwiazd tuż obok. No nieźle, całkiem nieźle, to co udało mi się odkryć dawniej w lornetce 15/70, teraz zobaczyłem w standardowej, małej dwururce. Owszem, mgławica jest mniej powiększona i widać to z większym trudem, ale da się, do diabła, da się zobaczyć jej dwuczęściową naturę, podłużny kształt i określić przy tym „oś” obiektu. Ciekawe jak nisko da się zejść z powiększeniem z tej kwestii. Może to niezły pomysł na formę jakiejś zabawy?

Oderwałem lornetkę od oczu i ujrzałem mknący samolot od Południa na Północ a po chwili zobaczyłem niżej, nad Zachodem, drugi, lecący w przeciwnym kierunku. Nagle zaswędziało mnie gardło i kaszlnąłem. Usłyszałem teraz cichy pomruk silników – jak zatrzymany na taśmie dźwięk burzy – odległy odgłos maszyny. Ten poniżej przeleciał właśnie nad Koroną Północną, wiszącą nisko nad ciemną ścianą lasku. Znowu kaszlnąłem. Niebo przeciął szybki, ale niezbyt jasny meteor. Czy to już Perseidy? – zapytałem sam siebie w myślach.

Potem był Deneb. Natychmiast ujrzałem obok Amerykę Północną a także okoliczne ciemne mgławice. Nieregularnie rozlane jasne światło, poprzykrywane było tu i ówdzie ciemnymi łatami, różnej wielkości i kształtu. Znałem te mgławice, lecz nie było moim zamierzeniem je teraz identyfikować. Idąc za ich śladem dotarłem do grupki jasnych gwiazd M39.
Znów oderwałem lornetkę od oczu, po czym wycelowałem ją na gwiazdę 52 Cygni, zauważywszy od razu subtelny łuk delikatnego światła po wschodniej stronie – Wschodni Welon – który kojarzy mi się niekiedy z czaszą spadochronu. Po chwili dostrzegłem przed oczami coś wielkiego; ogromne pociemnienie niczym plama tuż pod powierzchnią wody, jakby czaił się tam potwór – kontury LDN 864. Leżały na niej różne gwiazdy i jakaś przykuwająca wzrok parka. Poniżej zaś, do kadru wpadła jasna, spora plama światła z gwiazdami na jej tle, zapewne jakaś gromada NGC, której nazwy nie pamiętałem. Zaraz potem byłem już właściwie pewny rozszerzającej się części Zachodniego Welonu; przypominało to słaby snop światła latarki, skierowany na południe od 52 Cygni.

Po chwili odpoczynku – muszle oczne Nikona są dosyć twarde i niezbyt wygodne – zza ściany świerków od południa wyleciał świecący punkt, satelita a zaraz potem zobaczyłem obok kolejną, lecącą w lewo, lecz ta szybko przestała być widoczna. Nagle rozległo się szczekanie mojego psa. Jakby w ślad pierwszej satelity, zza drzew wyłonił się samolot – znów szczekanie – a zaraz potem dostrzegłem trzecią satelitę z wolna lecącą jakby w kierunku miasta Włodawy. Ares zaszczekał jeszcze i zamilkł by po chwili odezwać się po raz ostatni.
Patrzyłem teraz na Wegę, która była bardzo jasna w lornetce i emitowała – szczególnie zerkaniem – bardzo silny blask wokół siebie. Trochę powyżej świeciła parka Epsilonów a po lewej była inna, znacznie ciaśniejsza parka. Trochę dalej zobaczyłem szeroką parę kolorowych gwiazd – pomarańczową i niebieską. Przesunąłem się nieco w dół do asteryzmu przypominającego trochę ten ze Strzały i zobaczyłem zerkaniem słabiutką gwiazdkę, która jak się domyślałem była mgławicą M57.

Wstałem by przekręcić fotel w kierunku północnym i wycelowałem lornetkę w gromadę NGC 188. Była widoczna natychmiast jako pojaśnienie wkomponowane w asteryzm podobny do tego przy Lutni i nawet leżała w podobnym miejscu względem niego, co mgławica Pierścień.
Kaszlnięcie.
Znów przesunąłem fotel – tym razem w kierunku Perseusza – i spojrzałem na Melotte 20. W kadrze pojawiło się mnóstwo jasnych gwiazd i jedna bardzo jasna. Nieco wyżej natrafiłem na dwa obwite i ciasne skupiska gwiezdne z których wychodził jakby łańcuch w kierunku innej grupy gwiazd. Była tam postać przypominająca człowieka. Ów człowiek sprawiał wrażenie jakby trzymał łańcuch z dwiema lśniącymi kulami.
Widziałem także inne okoliczne gromady; te z katalogu NGC, Trumplera, kilka drobnych gromad Kasjopei oraz gromady przypominające te dziwne, fioletowe rośliny z Muminków, ale wiedziałem, że muszę wracać. Rano trzeba wstać do pracy, znacie to prawda? Ale zobaczyłem jeszcze galaktykę Andromedy i jej małe towarzyszki; M110 i M32. Messier 31 miała jasne jądro i otaczające je ciemniejsze halo, rozszerzające się owalnie na boki, wspaniały galaktyczny dysk. Nagle nad M110 śmignął meteor. Nie odrywając oczu przejechałem w dół i trafiłem na owalną plamę światła galaktyki M33. Na jej tle z boku błyszczała jakaś gwiazdka, mrugając raz po raz na wprost. Mrugała i znikała, mrugała i znikała. Zerkaniem zaś świeciła przez cały czas.
Znów ten cholerny kaszel.
Wstałem, przysunąłem fotel pod ścianę – nic nie zapowiadało deszczu, ale i nie chciałem szturmować się już z tymi słoikami – i ruszyłem w stronę domu. Po mojej prawej zobaczyłem kupkę jasnych gwiazd – Plejady. Nie nacisnąłem klamki, minąłem jeszcze drzwi do domu i spojrzałem nisko na wschodni horyzont. Była tam Wenus.
Czy to moja bogini? Mój Morfeusz?
W lornetce zobaczyłem intensywnie pomarańczowy, gruby punkt, tańcujący w środku kadru. Odsunąłem lornetkę od oczu i spojrzawszy na Kapellę, przejechałem wzrokiem przez Drogę Mleczną kończąc na Orle. Spojrzenie na Wegę i dom. Wszedłem przekręcając za sobą zamek dwa razy. Nie dla mnie, mi wystarczy, że jest przekręcony raz. Moja mama woli dwa razy.
Nie zapalałem w sieni światła. Zsunąłem buty i wszedłem do kuchni zamykając klamkę z cichym, łagodnym kliknięciem. Ruszyłem po ciemku przez duży pokój i mały korytarzyk przy łazience i pokojach moim i mamy, mijając po drodze pomarańczowe światełka włączników. Wszedłem do swojego pokoju i zapaliłem światło. Po chwili leżałem na łóżku i rozmyślałem, jak zawsze dużo rozmyślałem. Myśli zmieniały się niepostrzeżenie i przechodziły z jednego tematu do innego tak, że nie w sposób to uchwycić. Zaczynając myśleć o jednej rzeczy, zwykle dopiero po chwili łapię się na tym, że myślę już od pewnego czasu o całkiem czymś innym.
Było wpół do trzeciej.

Dziś, po dwóch dniach pracy na słońcu – wierzcie mi, żar lał się z nieba – mam odczucie jakby to się nie wydarzyło, jakbym wcale nie obserwował przedwczorajszej nocy nieba i nie siedział w żadnym fotelu na środku podwórka, gapiąc się na te wszystkie rzeczy w środku nocy. Może to za sprawą długiej przerwy w obserwacjach, może dlatego, że jestem zmęczony. A może śniłem, zasnąłem w momencie kiedy miałem już wstać i pójść do łazienki a te wszystkie cuda przyśniły mi się z tęsknoty za niebem.
 
Posty: 363
Rejestracja: 12 Sty 2014, 19:12

 

PostKarol | 03 Sie 2017, 09:00

Szczerze - bardzo fajnie się czytało. Dawno takiej relacji z "lekkiej" obserwacji wykonanej przez doświadczonego obserwatora nie było.
Bardzo fajnie Ci wychodzą te opisy.

"świecącą kątem oka słabą plamę światła galaktyki M33"
I znów zazdroszczę nieba :lol:
 
Posty: 2524
Rejestracja: 22 Lis 2010, 20:43

Postlolak89 | 03 Sie 2017, 14:16

Końcówka najlepsza i najfajniejsze jest w tym to, że sam przeżywam to samo. Wieczór spędzony na intensywnych obserwacjach a pod koniec dnia następnego wszystko wydaje się tylko złudzeniem. Znaczy to tylko o wyjątkowości obserwacji które w świetle dnia wydają się ledwie nikłym wspomnieniem.
lolak89
 

PostDamian P. | 03 Sie 2017, 22:04

Dziękuje wam:)

Karol, dokładnie, to był całkowicie lekki i spontaniczny wypad. Miałem długą przerwę (jakieś trzy miesiące a wydaje mi się, że minimum pół roku) i mam nadzieję, że niedługo uda się poobserwować coś konkretniej.
Co do M33, to była widoczna dosyć słabo, ale jednak była. Później, gdy wyszedłem po dłuższym przebywaniu w świetle, wszystko stało się bardziej przygaszone, jak wspomniałem. Podejrzewam, że gdybym najpierw oderwał się od komputera, nie byłoby szans dostrzec tak szybko M33.
 
Posty: 363
Rejestracja: 12 Sty 2014, 19:12

 

Postdamian95a | 03 Sie 2017, 22:30

No, no...
Czyta się jak książkę. Aż mnie korci wyjść na zewnątrz, ale niestety nie ma po co. :cry:
Teleskopy: SW Mak127 EQ 3-2(127/1500), Celeston PowerSeeker 60 AZ (60/700); Lornetka: Bushnell 10x50;
Okulary Kellner: 4mm, 20mm Plössl: 30mm, 17mm, 10mm; Barlow 3x;
Zestaw filtrów Celestron nr 1.
Awatar użytkownika
 
Posty: 118
Rejestracja: 21 Lip 2015, 13:40
Miejscowość: Okolice Jasła

 

PostKarol | 04 Sie 2017, 08:10

Damian P. napisał(a):Miałem długą przerwę (jakieś trzy miesiące a wydaje mi się, że minimum pół roku) i mam nadzieję, że niedługo uda się poobserwować coś konkretniej.


Ja ostatnio "konkretnie" patrzyłem w październiku 2016r i jakoś nie narzekam :D Ostatnio kilka nocek było ale raczej jasne obiekty. Trochę M-ek bo niektórych jeszcze nie wiedziałem.

Damian P. napisał(a):Co do M33, to była widoczna dosyć słabo, ale jednak była. Później, gdy wyszedłem po dłuższym przebywaniu w świetle, wszystko stało się bardziej przygaszone, jak wspomniałem. Podejrzewam, że gdybym najpierw oderwał się od komputera, nie byłoby szans dostrzec tak szybko M33.


Znam to ;) Czasem wstawałem w środku nocy specjalnie na obserwacje i adaptacja pierwsza klasa.
U Ciebie też tak jest (choć wątpię :lol: ), że im dłużej siedzisz to tym wydaje się, ze warunku się pogarszają ? Mam tu na myśli, że jak wstawałem czasem rano czy siedziałem całą noc to łuna na południu coraz bardziej "rozłaziła" się (jakby "rozbijała" się na wilgotności) a niebo ogólnie wydawało się bardziej "zaciągnięte mlekiem" (tło nieba mniej kontrastowe i czarne). Czy to może winna podłoża (typu rzeka, torfowiska) ?
 
Posty: 2524
Rejestracja: 22 Lis 2010, 20:43

PostDamian P. | 04 Sie 2017, 18:14

Sam nie wiem, szczerze mówiąc zbyt mało miałem długich obserwacji, takich do rana, by coś zauważyć i wyrobić sobie jakieś odczucia. Do tego warunki co noc się zmieniają i jest trudniej cokolwiek ustalić. Powiększanie się łuny na pewno postępuje między innymi wraz z coraz lepszą adaptacją wzroku, a same niebo to nie wiem, może czasami wpływ ma narastające zmęczenie, choć z drugiej strony jeśli się wstanie rano to powinno się być z miarę wypoczętym.
 
Posty: 363
Rejestracja: 12 Sty 2014, 19:12

 

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 12 gości

AstroChat

Wejdź na chat