Sądzę, że każdą, nawet najgorszą noc można jakoś wytrzymać. O ile oczywiście wszystko sobie dobrze rozplanujesz i przygotujesz się jak należy. Ciepłe ubranie, listę obiektów, wygodne siedzenie, przerwy, aby móc odrobinę się ogrzać i napić gorącej herbaty lub coś zjeść, jeśli masz taką ochotę, czy suszarkę, gdy w powietrzu jest dużo wilgoci. Ale ja nie przygotowałem się dobrze. Noc, która trwała jedenaście i pół godziny, astronomiczna noc, noc zimna i mroźna, z niewygodnym siedziskiem w postaci cholernego pluszowego konia (to ostatni raz koleś, kiedy ze mną obserwujesz) i dłońmi odzianymi w dwie pary cienkich rękawic, pozwoliła na wykorzystanie mniej niż połowę czasu w którym na niebie świeciły gwiazdy.
Gdy mróz i wiatr połączą siły, wówczas mało które stworzenie ma ochotę wychylać z norki swój łepek czy tyłek – o ile jakieś zwierze wychodzi ze swej kryjówki tylną częścią ciała – i woli pozostać w swoim domu, w ciepłym pokoju, albo nawet pod kołdrą, jeśli tak wolisz. Mróz dziobie jak natrętny ptak, a wiatr tnie po twarzy jak nożem. Krążąc dookoła ciebie jak dwa owady, których wcale nie zaczepiałeś, których nie śmiałbyś przecież denerwować, dziobią i tną, dziobią i tną. Ale choćbyś nie wiem jak był zły, wiec, że ich to nie obchodzi. Natura ma tę przerażającą twarz, oblicze, które wydaje się być obojętne. Jak tornada, huragany, trzęsienia ziemi czy tsunami, kiedy ocean, który nagle dostaje torsji, wyrzyguje na brzeg to, co mu wówczas ciąży. I nie zastanawia się bynajmniej przy tym, gdzie to zrobi. Najważniejsze by to zrobić, podobnie jak pijany mężczyzna (rzadziej kobieta) na dyskotece, który wybiega nagle z sali na dwór, nie bacząc na stłoczoną przy wejściu grupkę imprezowiczów rozmawiających, palących papierosy i trzymających butelki z piwem (albo puszki) i skręca w lewo lub prawo, albo nigdzie nie skręca i biegnie prosto aż dotrze do najbliższego płotu lub upadnie na kolana wcześniej, może w połowie drogi, i zrobi to. Wyrzuci z siebie to, co mu ciąży. Natura czasem zdaje się być całkiem obojętna niczym najzimniejszy morderca.
No dobra, już dobrze. Nie było przecież wcale tak źle. Nie było żadnego tornada – co najwyżej w moich snach – nie było powodzi, a mroźne owady nie pogryzły mnie aż tak bardzo. Udało mi się wyrwać cztery, może pięć godzin obserwacji, przebrnąć przez pierwszą cześć listy, którą sporządziłem sobie wstępnie dzień wcześniej, i zaczerpnąć odrobinę drugiej części. Tylko odrobinę, bo zwyczajnie nie miałem ochoty dłużej na harce z mrozem, któremu kompanii dotrzymywał wiatr, a tym bardziej z koniem, który zrzucał mnie ciągle z siodła. Dobra. Już. Przechodzę do rzeczy.
Oto jeszcze trochę obiektów.
W poniedziałek, 16 Stycznia, o czwartej po południu zaparzyłem herbatę i zrobiłem kanapki, po czym zasiadłem do nauki lokalizacji obiektów z mojej listy. Z przerwami na różne rzeczy, zabrało mi to o wiele więcej czasu niż sądziłem. Wzrok zacząłem adaptować dopiero o osiemnastej czterdzieści, a obserwacje rozpocząłem około dziewiętnastej. Podzieliłem rejony tak, jak sobie to dzieliłem podczas planowania i zapamiętywania lokalizacji.
Trzy sprawy w Perseuszu i Andromedzie
Takie rzeczy jak Chichoty, Kasjopeja, M31, Almach w Andromedzie i Mirfak w Perseuszu świecą na niebie w pewnym okręgu. Gdzieś niedaleko są również jasny Algol w Perseuszu i wyraźna gwiazda Mirach w Andromedzie. Mniej więcej w środku tego okręgu świecą dwie inne jasne gwiazdy widoczne gołym okiem i wokół których miałem trzy sprawy do załatwienia. Jedna z tych gwiazd to 51 And (Nembus) a druga Phi Per. To właśnie w kierunku Phi Per skierowałem najpierw swój stojący od trzech godzin na dworze teleskop 12". Od niej zrobiłem już tylko maleńki krok do HD 10498 (HIP 8063), obok której świeci mgławica Małe Hantle – Messier 76. W okularze 25mm, w powiększeniu 60-krotnym, zobaczyłem podwójną strukturę. Widok przypominał mi odrobinę mgławicę M27, jaką widywałem w lornetce 15/70. Wzrok początkowo musiał się trochę przyzwyczaić do okularu, ale z każdą chwilą podwójny kształt był coraz lepiej widoczny. Zmieniłem okular na 14mm. Mgławica urosła, obraz stał się ciekawszy. Teraz podwójna struktura była dużo lepiej widoczna. Odniosłem wrażenie, że wokół mgławicy roztacza się delikatne halo. Prawa część mgławicy (to chyba południowo-zachodnia) świeciła jaśniej, natomiast lewa (północno-wschodnia) była bardziej rozmyta.
W okularze 10mm obraz pociemniał, a mgławica stała się trochę większa. Teraz wyraźnie było widać, że jest miejsce, które świeci jaśniej na całej mgławicy, z prawej, natomiast lewa strona nadal była bardziej rozmyta.
Włożyłem 4,7mm. Jaśniejsze gwiazdy nie wyglądały zbyt dobrze w tym powiększeniu – seeing tej nocy nie był chyba zbyt dobry. Ale detal teraz był najlepiej widoczny. W prawej części, poniżej najjaśniejszego obszaru mgławicy, dostrzegłem przylegającą doń słabiutką gwiazdkę. W lewej części także coś zabłysło kilka razy na tle obiektu – a przynajmniej tak mi się wydawało. Środek mgławicy świecił słabiej, jakby lekko zwężony względem boków, nieco bardziej przeźroczysty.
Wróciłem do jasnej gwiazdy Phi Per i wkroczywszy na teren Andromedy, odbiłem na południowy zachód, tworząc trasą od M76 niemal idealny kąt prosty z Phi Per. Odnalazłem dokładnie te same układy gwiazd co na zdjęciu i ujrzałem w pewnym miejscu słabą gwiazdkę. To była mgławica PK 130+11.1 alias Minkowski 1-1. Znajduje się w podobnej odległości od Phi Per co M76. Obiekt zauważyłem od razu w 14mm, lecz nie mogłem odróżnić go od gwiazd. Dopiero w powiększeniu 319-krotnym dało się dostrzec pewną różnicę względem okolicznych słońc, lecz wciąż było to maleństwo. Sprawdziłem potem, czy widać Minkowskiego w 60 razach. Było widać. Przypominał słabą tycią gwiazdkę.
Tak się zastanawiam, czy pisząc, że obiekt wyglądał prawie jak gwiazda, ktoś kiedykolwiek jeszcze po tym zechce tam skierować swój teleskop. Mimo wszystko fajnie jest odnajdywać obiekty nawet takie, które ciężko odróżnić od gwiazd. Przecież część frajdy, to właśnie szukanie, planowanie, nauka lokalizacji albo – jak to bywa u większości – oświetlanie w środku nocy bladym czerwonym światłem mapy nieba. Czasami nie rozumiem ludzi, którzy kupują teleskop z Go-To głównie po to, by ów system znajdował za nich wszystkie obiekty. Może dla bajeru; duży, zdalnie sterowany teleskop na podstawie – to jest coś. Niemniej dla osoby, która chciałaby się uczyć nieba, będzie to poniekąd krzywdzące, a w każdym razie nie sprzyjające jego poznaniu. No i zabiera wspomnianą frajdę, satysfakcję. To trochę tak, jakby zamiast wspinać się na szczyt góry, ktoś nas tam podrzucił helikopterem. U celu będzie fajnie, ale ominie nas coś bardzo istotnego.
Poza tym - ja jeszcze o tym naprowadzaniu - coś mi mówi, że dla obiektów takich jak PK 130+11.1 powyżej, system Go-To odrobi tylko pierwszą część lekcji. Bo kiedy teleskop się zatrzyma, w okularze wciąż będzie świecić sporo gwiazd. A mgławica będzie jedną z nich. Będzie twarzą, którą szukamy pośród bardzo odległego tłumu. Twarzą Minkowskiego. Albo Kohoutka tudzież Pereka, jeśli wolicie. Obserwator i tak będzie musiał się zapoznać z mapą (zdjęciami) najbliższego regionu. Nawet jeśli ów cel winien znajdować się na środku pola widzenia. No chyba, że będziemy powiększać obraz dopóty, dopóki nie zobaczymy twarzy o trzech nazwiskach.
Ale jeśli ktoś woli szukać w taki sposób obiektów i czerpie z tego przyjemność, niechaj to robi. Wszak nie ważne, jak obserwujemy Kosmos – przez lornetkę czy teleskop, z Go-To czy ręcznie, ważne, że nasza pasja daje nam przyjemność.
Przejechałem na południowy wschód o podobną odległość, jaka dzieli Minkowskiego i M76 i odnalazłem asteryzm, który jest niemal idealnym równoległobokiem. Tuż przy jego gwiazdach wypatrywałem dwóch galaktyk. Jedną z nich, PGC 6255 o jasności (o ile dobrze podało źródło) 14.6mag, dostrzegłem bez większego problemu w okularze 14mm. Była także słabo widoczna w 319-krotnym powiększeniu. Pozycja idealnie się zgadzała, zarówno przed jak i po obserwacjach. Poległem niestety na PGC 6220 o jasności (o ile dobrze podało źródło) 14.9 mag. W pewnym miejscu, tuż obok, dostrzegłem słabe światło, ale pozycja była minimalnie z boku – nie pomiędzy dwoma słabymi gwiazdkami, jakie zapamiętałem w domu. Potem okazało się, że światełko było zbitką czterech słabych gwiazd. Widać je na poniższym zdjęciu, tuż pod galaktyką.
Trzy sprawy w Andromedzie
Właściwie to miałem tutaj porachunki z G2 oraz chciałem spróbować sił okazyjnie z galaktyką UGC 338, która chyba przechodzi (obraz do nas dociera) przez inną galaktykę – w każdym bądź razie coś tam się dzieje (albo to taki dziwny błąd mapy). Najpierw jednak przyjrzałem się chwilę G1, która pokazała niby uszy zerkaniem. Potem odnalazłem UGC 330, która świeciła raz lepiej, raz gorzej, ale była obiektem oczywistym – taki słaby owalny duszek. Nie udało się potwierdzić widoczności G2, choć było kilka momentów (a jeden bardzo dobry) w których coś świeciło niby w jej pozycji. Nie wykluczam zarówno gromady jak i autosugestii. Bądź co bądź, nie mogę tego zaliczyć. Skoro galaktyka o jasności 14.9 mag się nie poddaje, mała galaktyka rozmiarowo, to zasięg może być dużo niższy niż jasność G2 (15.8mag). Spędziłem tam bardzo dużo czasu i UGC 338, tuż obok, potraktowałem już trochę po macoszemu. Obraz nie wydawał się dość dobry, co nie dawało mi zbyt dużych nadziei, toteż nic nie zobaczywszy, szybko odpuściłem.
Teleskop do tej pory stał na środku podwórka i byłem na odsłoniętym terenie, wystawiony na wiejący z południa wiatr, który ciągle zabierał mi na bok tubę swym niewidzialnym, niezgrabnym paluchem. W końcu nie wytrzymałem i przeniosłem teleskop za północną ścianę domu. Było lepiej. Teraz miałem właściwie na głowie tylko jednego owada - mróz. Na razie mi nie przeszkadzało, że teleskop stał odrobinę krzywo na nierównym podłożu.
Sześć spraw w Żyrafie i Kasjopei
W zasadzie to pięć w Żyrafie i jedna w Kasjopei. Nalot do pierwszego obiektu, który znajdował się w Kasjopei, rozpocząłem od gromady Pazmina (Stock 23) w Żyrafie – tuż przed granicą do Cassi. Jasne gwiazdy zalśniły na moment w okularze, w oczy rzuciła się parka blisko położonych słońc w gromadzie i pomknąłem chwilę później (po gwiazdkach) do celu. W okularze 25mm ujrzałem maleńkie szare kółeczko, jakim była mgławica planetarna IC 289. W 107-krotnym powiększeniu kółeczko naturalnie urosło. Podczas gdy tak patrzyłem na tę mgławicę otoczoną przez wciąż płonące gwiazdy, pomyślałem, że wygląda jak trup pośród żywych. W powiększeniu 319-krotnym trupia główka już nie sprawiała za bardzo wrażenia okrągłej. Obiekt był jakiś taki dziwny; ni to kartoflany, ni to kanciasty, niemniej widoczny łatwo. Czasem był poniekąd takim trochę łatwiejszym i jaśniejszym Abellem 4.
Wróciwszy do Żyrafy, namierzyłem gromadę otwartą Tombaugh 5, posiłkując się dwoma jasnymi gwiazdami CS Cam oraz CE Cam. Potem minąłem kolejne dwie pary słabszych już gwiazd, i pozostawiając za sobą asteryzm z gwiazd w kształcie sierpa, trafiłem do Tombaugh. W powiększeniu 60-krotnym była, trochę bardziej niż otoczenie, zagęszczoną polanką gwiazd. W okularze 14mm gwiazdy gromady zdawały się być spowite bardzo delikatną mgłą, która mogła być poświatą słabych słońc, będących poza zasięgiem mojego teleskopu.
Z okularem 25mm namierzyłem Kaskadę Kemble'a. Gwiazdy biegły stróżką w dół, jakby prowadziły do jakiegoś źródła, toteż ruszyłem w ślad za nimi. Zjechawszy po słońcach, jak nurtem rzeki, dotarłem prosto do gromady NGC 1502. Świeciła pięknie. Na jej tle wyróżniała się bardzo ładna podwójna SZ Cam (Σ485). W 107-krotnym powiększeniu gromada nie prezentowała się już tak dobrze jak w 60 razy.
Buszując na terytorium Żyrafy, zmieniłem okular na 25mm i powędrowałem zapamiętaną ścieżką do miejsca, gdzie powinna być mgławica planetarna NGC 1501. Obiekt ten, jak i następny, który zobaczę po nim, zaplanowałem po części dzięki Łukaszowi (Lukost), który niejednokrotnie polecał NGC 1501, a także wspominał kiedyś o przyjemnym wizerunku gromady, którą miałem odnaleźć później. Ale na razie o mgławicy. Była ślicznym kółeczkiem o sporej jasności, bardzo ładnym zarówno w okularze 25 jak i 14mm. Czasami odnosiłem wrażenie, że jedna krawędź mgławicy świeci jaśniej. W 319-krotnym powiększeniu była spora i wciąż całkiem jasna. Teraz dostrzegłem bardzo ładnie świecącą w samym centrum okręgu mgławicy gwiazdę. Po zmianie na 14mm okazało się, że gwiazdę także po chwili widać, ale z trudem. Zmieniłem na 60 razy, by zobaczyć jeszcze raz mgławicę przypominającą plasterek w małej skali i ruszyłem dalej.
Kolejnym przystankiem była gromada otwarta IC 361, którą podobnie jak mgławicę NGC 1501 widziałem po raz pierwszy. Gromada bardzo mi się spodobała, mimo iż w 60-krotnym powiększeniu była tylko okrągłą poświatą, jakby jaśniejszą ku centrum. Przypominała trochę głowę bardzo rozmytej komety. W 107 razy dostrzegłem słabe iskierki na tle klastra. Początkowo nie byłem pewny, czy to rzeczywiście gwiazdki gromady, ale z upływem czasu pobłyskiwały coraz śmielej niczym zagrzebane w piasku odległe diamenty w blasku słońca. Albo jak promyki na śniegu w słoneczny dzień. Wsadziłem okular 10mm i teraz było niby łatwiej dostrzec maleńkie diamenty, ale szybko zmieniłem na duży kaliber. Jak przyłożyłem gromadzie okularem 4,7mm, to szybko jej się te gwiazdki pokazały. Może to nie powiększenie czy źrenica do tego obiektu, ale czasem ciekawe rzeczy widać w takiej skali. A ja lubię to sprawdzać. Okazało się, że teraz gwiazdki wyskakiwały dość łatwo i jest ich całkiem sporo.
Gromada IC361 leży z jednej strony pewnych dwóch jasnych słońc – HD 26755 oraz HD 26553 – przedłużając ich linie na północny wschód o podobną odległość, jaka dzieli te dwie gwiazdy. Przedłużywszy na powrót linię dwóch owych gwiazd, udałem się w przeciwną stronę, na południowy zachód, i również o podobną odległość od gwiazd. Tam odnalazłem mgławicę planetarną PK 147+4.1 alias Minkowski 2-2 (znów ci goście). Obiekt był widoczny w każdym powiększeniu, ale tylko chyba w 319 razy było widać jednoznacznie, że to nie gwiazda; przypominał rozmytą, maleńką kulkę. Jednak wprawny obserwator planetarnych być może zdołałby odróżnić ją już w 14mm. Ja niestety nie wiedząc, że to mgławica, pomyślałbym chyba, że to gwiazda - no może ciut szarawa.
Cztery sprawy w Byku i Perseuszu
Trzy z czterech obiektów w tym rejonie leżą blisko dwóch jasnych gwiazd między Kalifornią a Plejadami – Zety i Omirkon Persei. Czwarta po drugiej stronie Plejad. Wszystkie są mgławicami planetarnymi.
Tu powoli zaczęły się kłopoty. Robiło się zimno i coraz częściej marzyłem, by moja lista planów na tę część dobiegła końca. Mało tego, było nie wygodnie. To chyba koniec epizodu obserwacji z końmi. Nawet chyba kolor zmienił dziad jeden. Na początku wydawał się brązowy, a teraz jest pomarańczowy. A miałem już mu nadać jakieś imię - może Barnard albo Kohoutek. To drugie jakoś bardziej mi odpowiada, ale mniejsza o to. Do IC 351 nie trafiłem. Coś mnie zmyliło i nie odnalazłem jej. Nalot robiłem dobrze. Do pewnego momentu. Ale trzeba było jeszcze ciut przeskoczyć, co mi umknęło, i nie odnalazłem znajomych gwiazd. Jednak później w nocy, choć będzie już nisko, skieruję tam teleskop i zobaczę ją.
Kolejna mgławica planetarna okazała się być stosunkowo dość jasna. Już w okularze 14mm odniosłem wrażenie, że widać maleńką tarczkę IC 2003, jako maleńki owal na kształt cytrynki. Jednak nie byłem już tego taki pewien po zmianie okularu na 4,7mm, w którym to planetarna wciąż była bardzo mała, choć wyraźnie odróżniała się od gwiazd.
Porażkę zaliczyłem przy mgławicy PK 171-25.1 alias Baade 1 – tej pod Plejadami. Miejsce raczej namierzałem dobrze, ale zwyczajnie nie mogłem się na niej skupić. Teleskop, jak wspomniałem wcześniej, stał ciut krzywo i przy tym obiekcie dało się to we znaki. Miejsce mgławicy ciągle uciekało z pola widzenia. Było zimno a obraz (seeing) sprawiał bardzo słabe wrażenie. Kohoutek zrobił się okropny i ciągle się z niego zsuwałem, a gdy się poprawiałem, uciekał z krzesła na ziemię. Tak czy owak, miejsce musiałem namierzać od nowa setki razy i ani razu spokojnie się nie przyjrzałem. A z tego co mi wiadomo, będzie ona wymagać nieco skupienia. Jej jasność wynosi bodaj około 14mag i chyba nie jest ona z tych gwiazdopodobnych.
Ostatnim celem była NGC 1514, leżąca nieco na lewo od Zety i Omirkon Per. W okularze 25mm gwiazda centralna była widoczna wyraźnie, a otulała ją spora otoczka, lecz ta z kolei nie była czymś zanadto wyrazistym – ot przeźroczysta, jak szum, okrągława otulina. Powiększenie 107-krotne nie wiele wniosło. Podobnie w 319 razy. Tu początkowo widoczna była tylko gwiazda centralna, lecz po upływie chwili pojawiła się oczywista, lecz dość słaba otoczka.