Wieczór zapowiadał się świetnie.
Szybko wskoczyłem do biblioteki wypożyczyć "Astrofizykę układów planetarnych". Po utrzymującym się od listopada kożuchu chmur nie było ani śladu na niebie. I do tego jeszcze start Falcon Heavy.
W oczekiwaniu na start, spragniony obserwacji, wyskoczyłem na chwilę z lornetką za dom. Chwila adaptacji do ciemności i już wiedziałem, że dzisiaj na szybkim przeglądzie nieba się nie skończy. Przeleciałem nie skupiając się zbytnio przez kilka zimowych klasyków, po czym zająłem wygodnie horyzontalną pozycję obserwacyjną na ławce i krążyłem od Bliźniąt po Kasjopeę, zaliczając sztuka po sztuce gromady gwiazd: M35, M37, M36, M38, Melotte 20, Tr2 i oczywiście Chichotki. Znalazłem nawet w niedalekiej okolicy Collinder 33, która wyjątkowo ładnie wyglądała w lornetce, a której wcześniej nie miałem okazji obserwować.
Po powrocie do domu szybko sprawdziłem informacje i okazało się, że start został znów opóźniony. Świetnie! Szybko wystawiłem teleskop (wciąż 130/1000 Bressera, z moich wcześniejszych obserwacji) i złagodziłem nagłe zdziwienie żony wyrzucając przy okazji śmieci. W czasie gdy sprzęt chłodził się na dworze, ja gorączkowo przygotowywałem mapy na obserwacje. Miałem jakąś dobrą godzinę do startu, więc planowałem odwiedzić kilka miejsc, które chwilę wcześniej widziałem w lornetce. Na ostatniej prostej przygotowań w bezpośrednim sąsiedztwie pojawiła się moja starsza, ośmioletnia latorośl, Pan K.
"Tata, będziesz obserwować przez teleskop?"
"Tak."
"A będziesz długo oglądać?"
"Nieee, tylko chwilę i wracam na start rakiety."
"To czekaj, ja idę z Tobą!"
Nie wiem, czy w tym momencie byłem bardziej szczęśliwy czy zdziwiony. Mniej więcej dwa lata temu wyciągnąłem go na obserwacje, ale zainteresowanie było, delikatnie mówiąc, słabe. A teraz taka niespodzianka! Papierzyska z mapami nieba szybko trafiły w kąt. Trzeba wykorzystać okazję i zapał Pana K. Collinder 33 będzie musiał poczekać na kolejne obserwacje, stawiam na klasyki nieba, które będzie można szybko jeden po drugim pokazać. Miałem wrażenie, że ośmiolatek raczej nie wykaże znacznej cierpliwości i zrozumienia względem ojca, który spędza sporo czasu, żeby star hoppingiem dojść do jakiegoś słabo widocznego obiektu.
W ciągu kilku minut znaleźliśmy się za domem i zaczęliśmy obserwacje.
"Pokażę Ci na początek coś fajnego".
Pierwsze o czym pomyślałem to M42. Lampa u sąsiada bijąca po oczach trochę przeszkadzała, ale mgławica wyraźnie się odcinała od ciemnego nieba. W trakcie jak Pan K. podziwiał ją przyklejony swoimi okularami do okularu ja nawijałem o tym jak daleko jest od nas, że tworzą się tam gwiazdy i żeby się dokładnie przypatrzył jaki ma kształt.
"Tata, a gdzie jest Betelgeza? I gdzie jest Aldebaran?"
No tak, w pośpiechu zapomniałem o laserze! Pan K. zna kilka podstawowych gwiazd, ale bez ich lokalizacji na niebie, więc przy pomocy lasera moment można by mu je pokazać. Na szczęście po krótkim wytłumaczeniu gdzie ma ich szukać odnalazł obie bez problemu.
"A pokażesz mi Betelgezę w teleskopie?"
Mówisz, masz! Mnie jakoś nigdy nie podniecał jej widok w teleskopie, ale po okrzyku w stylu: "Łooo, ale jest jasna" stwierdziłem, że to chyba tylko moje osobiste zdanie na ten temat.
"A jak daleko jest Betelgeza od Aldebarana?"
Oho, to jedno z "tych pytań". Oczywiście, że to można policzyć. Odległości znamy, kąt między nimi też można sprawdzić. Pewnie jakoś by się dało obliczyć długość brakującego boku trójkąta, chociaż zgrubnie. Ale ciemna noc na polu i brak jakichkolwiek urządzeń liczących znacznie utrudnia takie zadania. Na szczęście podanie odległości w latach świetlnych do jednej i do drugiej gwiazdy wystarczyło.
"Popatrzymy teraz jeszcze na coś innego."
W 40mm okularze Plejady praktycznie mieszczą się w polu widzenia. Piękne, niebieskie, prawdziwa uczta dla oka. Pan K. znów obserwuje a ja w międzyczasie komentuję ogólnymi informacjami o gromadach gwiazd. Moje stwierdzenie, że są bardzo młode bo mają tylko jakieś 100 mln lat zostało skwitowane, że wcale takie młode to one nie są.
"A teraz porównaj sobie Plejady z tą gromadą."
Żłóbek było widać wprost gołym okiem. Mam do tego obiektu sentyment, bo jest pierwszym jaki obserwowałem przez lornetkę. Gwiazdy pięknie rozsiane w polu widzenia o nieco innych kolorach niż Plejady nie spotkały się jednak z zachwytem młodszego z obserwatorów. Lampa u sąsiada zgasła, więc dalsze obserwacje zrobiły się o wiele bardziej komfortowe.
"A pokażesz mi jakąś galaktykę?"
M31 też było widać na wprost. W tak małym teleskopie nie prezentuje się zbyt pięknie, a o galaktykach satelitarnych można powiedzieć tylko tyle że było je widać. Ale pomimo to odbyliśmy ciekawą dyskusję na temat tego dlaczego widać tylko małą część galaktyki i dlaczego nie widać pojedynczych gwiazd.
"A pokażesz mi jakieś gwiazdy co się okrążają? Mówiłeś kiedyś, że takie są."
Teraz mnie załatwiłeś kolego. Nie przychodzi mi na szybko nic do głowy, co można by rozdzielić takim długoogniskowym okularem. Licząc na przynajmniej możliwość teoretycznego wytłumaczenia tematu ustawiłem teleskop na Mizara. Na szczęście nawet przy tak małym powiększeniu udało się go rozdzielić na pojedyncze składniki. Pan K. był zadowolony zarówno z obserwacji jak i mojej gadki teoretycznej.
"Na koniec jeszcze coś fajnego dla Ciebie mam. Zobacz co zostaje po wybuchu gwiazdy."
Mgławica Krab była już trochę bardziej wymagającym obiektem. Mała, widoczna nawet momentami wprost, stanowiła już nie lada wyzwanie dla mojego młodszego towarzysza. Delikatnie poruszałem teleskopem, kiedy ją obserwował. Udało mu się nie tylko ją zobaczyć, ale i określić kształt jako lekko wydłużony.
O tym, że obserwacje spełniły oczekiwania dowiedziałem się po powrocie do domu, kiedy Pan K. z zapartym tchem wyliczał mamie co dokładnie widział na niebie kończąc wypowiedź: "... i nawet gwiazdę po wybuchu widzieliśmy!".
Żona skwitowała to patrząc na mnie: "A mi to takich rzeczy nigdy nie pokazałeś przez teleskop." Chyba jednymi obserwacjami zyskałem nie jednego a dwoje towarzyszy na kolejne sesje obserwacyjne.
PS.
Żeby dopełnić radości na sam koniec zarządziłem rodzinne oglądanie startu Falcon Heavy.