W moim pierwszym teleskopie, a właściwie prawie 2-metrowej długości lunecie, wysmarowane cienką warstwą kleju wnętrze kartonowego tubusa wyczerniłem oryginalną sadzą! Marniutki to był pomysł; sypało się z tego bez końca! …Ale ciemności były tak wielkie, że tylko części oświetlone bezpośrednim światłem były widoczne. A brzegi soczewek wyczerniałem zanim Nagler to wprowadził.
Chcę przez to powiedzieć, że każde, nawet małe i nieuchwytne gołym okiem, składowe wyczernienie na drodze optycznej przyczynia się do pogłębienia sumarycznej czerni, tym samym do eliminacji światła rozproszonego, co zwiększa kontrast obrazu.
Nawet jeśli różnica wydaje się wizualnie nieistotna (a przyrząd by to uchwycił!), sumaryczny kontrast zawsze się zwiększa. To tak, jakby się wyłączało kolejne
mini-latarki oświetlające drogę optyczną.
W pewnych warunkach oświetlenia może to się bardziej ujawniać, w innych wcale. [a już na pewno obraz się nie pogorszy!]
W końcu złotówka składa się ze stu samych w sobie nic nie wartych pojedynczych groszy.
Uważam, że jeśli można coś wyczernić w teleskopie, to zawsze warto. Mnie się Twoje wyczernienie podoba i uważam to za słuszny krok na drodze nie tylko optycznej, ale na
drodze do ideału - ideału czerni, tła i samego obrazu!