18 lipca - dzień pierwszyA właściwie dzień zerowy. Wylot jest w zasadzie jutro, ale dzisiaj wyjeżdżam już do Warszawy. Pociąg startuje o 11, o 16 jestem na miejscu.
Nocleg mamy w hotelu Logostour - siostrzanej spółce biura turystycznego. W niedzielę o 13.30 jest zbiórka na lotnisku, wylot o 15.45 do Paryża, tam trochę czekania, a potem start do Szanghaju o 23.20.
A resztę znacie: cały samolot łyka paracetamol, zanim brygada ufoków dokona selekcji.
Godzinę temu miałam 36,18
No, dobra, nie utrzyma się, ale temperatura oscyluje wokół 36,8, więc jestem dobrej myśli (jeśli oczywiście sąsiad mnie nie wkopie).
Wczoraj chciałam ogarnąć dom, ale okazało się, że jedna z uczestniczek trafiła do szpitala i wiele czasu spędziłam na rozmowach i pisaniu rezygnacji w jej imieniu. Potem na złość drukarka się zacięła i miałam problem z wydrukowaniem.
Lucyna - jest mi bardzo przykro.. Będziemy o Tobie myśleć, choć marna to dla Ciebie pociecha. Koszulki dostaniesz. Wyślę Tobie pierwszego esa, zaraz po zaćmieniu.
Spotkamy się w Australii.
Na drogę ubieram koszulkę zaćmieniową. Mamy po dwie - różne w kolorach, jeden bezrękawnik. Z Paryża lecimy dwusilnikowym Boeingiem, zapomniałam literek. Zdaje się, że spojrzymy z góry na Mongolię i pewno trochę Syberii też zobaczę
Wstałam dzisiaj o 4, może uda się jutro o 3 i dorwać się do kompa w hotelu.
Żegnam się z Wami w tej chwili, nie wiem, czy zdążę wpaść przed 10.
Życzcie mi spełnienia marzeń
------------------------------------------------------------------------------