maro21 napisał(a):Dajesz.
Mam wrażenie, że już te wady kiedyś tu wypisywałem, ale co tam, gderania nigdy za wiele
Zatem po kolei, zaczynając od rzeczy które mnie najbardziej wkurzyły:
Do startu z pierwszej planety, tej z falami i grawitacją większą od ziemskiej (nie chodzi o grawitację od czarnej dziury, tylko własną grawitację planety - jest w filmie wyraźnie powiedziane, że ma większą grawitację niż Ziemia), startują z palcem w nosie przy użyciu silniczków małego Landera (czy jak tam się ten ich stateczek nazywał). OK, może mają taką super-zaawansowaną technologię. Tylko dlaczego w takim razie start z Ziemi odbywa się przy użyciu zajebiście wielkiej rakiety nośnej?
Sceny w Układzie Słonecznym - gdzie się podziała Droga Mleczna? Nie ma po niej ani śladu, a i gwiazd jest tyle co kot napłakał. Czyżby Kip Thorne nigdy nie widział nieba poza miastem? (niestety, jest to całkiem możliwe
).
Skąd się bierze światło na tych wszystkich planetach odwiedzanych przez naszych bohaterów? Z dysku akrecyjnego czarnej dziury? Chyba tak, bo nikt nie wspomina o żadnej gwieździe, jest mowa tylko o czarnej dziurze i planetach. Jeśli więc światło na planetach jest z dysku akrecyjnego, to dlaczego gdy Endurance pod koniec filmu zbliża się do czarnej dziury - w kabinie jest całkiem ciemno? Powinno być oślepiająco jasno, skoro nawet na planetach odległych o jakiś tam dystans było wystarczająco dużo światła. A tymczasem przy czarnej dziurze jest o wiele ciemniej.
Sceny pod koniec, na stacji orbitującej wokół Saturna - światło słoneczne wygląda tak, jak przy zachodzie Słońca na Ziemi. Biorąc pod uwagę odległość Saturna od Słońca jest to niemożliwe. Zadałem sobie trud policzenia tego (zgrubnie, uwzględniając fakt, że natężenie światła maleje bodajże z kwadratem odległości). Wyszło mi, o ile dobrze pamiętam, że światło słoneczne przy Saturnie jest ok. 70x słabsze niż na Ziemi. Czyli nie ma możliwości, żeby wystarczyło do takiego oświetlenia stacji, jakie jest pokazane w filmie, a i do fotosyntezy roślin też by go pewnie nie starczyło. Pomijam już fakt, że światło słoneczne jest wyraźnie poczerwienione - niby dlaczego? Poczerwienienie na Ziemi przy wschodach i zachodach bierze się z grubszej warstwy powietrza przez którą przechodzi światło. Na stacji kosmicznej żaden efekt poczerwienienia nie ma prawa się pojawić, bo atmosfera ma o wiele mniejszą grubość.
I kilka mniejszych bzdurek, równie irytujących, ale na które szanowny pan Thorne być może nie miał wpływu:
Czy NASA nie prowadzi archiwum z danymi swoich najlepszych ludzi? Dlaczego super-mega pilot, idealny do planowanej misji ratowania ludzkości, musi sam sobie wysyłać z przyszłości zegarkowo-grawitacyjnego SMSa, żeby samego siebie powiadomić o lokalizacji bazy NASA? Nie mogli mu zwyczajnie wysłać listu poleconego? Nie wiedzą, gdzie mieszka, nie próbują się z nim skontaktować? No błagam
Dalej - oczywiście wszystkie przygotowania do misji idą pełną parą, mimo, że NASA nie ma pilota!!! Pojawia się Cooper, ot tak przypadkowo, i nagle pstryk! "Stary, fajnie że jesteś, akurat zupełnie przypadkowo mamy robotę idealnie dla ciebie". No błagam
Super-mega pilot, otrzaskany z Kosmosem, mający furę podręczników do astronomii w domu, jest na maksa zdziwiony, gdy mu pokazują ołówkiem i kartką zasadę działania skoku nadprzestrzennego. To mniej więcej tak, jakby Vinowi Dieselowi w "Szybkich i wściekłych" ktoś zaczął tłumaczyć, że kierownica służy do zmiany kierunku jazdy samochodu. A on na to, zupełnie poważnie: "Serio? O kurde, nie wiedziałem!". To jest ten sam poziom absurdu, tylko że niestety w Interstellar to jest na poważnie.
Dalej, już po przelocie przez wormhole'a - pierwsze co robi super-mega pilot, wybrany do dowodzenia misją mającą uratować ludzkość, to wykonuje kozackie podejście do lądowania na pierwszej planecie, ryzykując życie 3/4 składu załogi. W tym kontekście szczególnie śmiesznie brzmi kwestia Coopera wygłoszona później, gdy transportują zaopatrzenie z orbity na lodową planetę (tą gdzie był Marsjanin
). Cooper mówi do robota kierującego statkiem transportowym “Remember, safety first!”. Jasne. Bardzo konsekwentny super-pilot.
Wielka pani astrofizyk, córeczka profesora, też astrofizyka, wygłaszająca zupełnie na poważnie tezy o tym, że miłość może pokonywać grawitację. Kto im pisał ten scenariusz? Danielle Steele?
Kto przy zdrowych zmysłach planuje kolonizację planety, na której czas płynie ileś tam razy szybciej niż na orbicie tej planety? Czy naukowcy z NASA planujący misję ratowania ludzkości nie wiedzieli, że w okolicy znajduje się czarna dziura? W takim razie nie dziwię się, że NASA miała obcięte fundusze
Ciekawe jakim cudem z Ziemi można było odebrać sygnał z tego małego nadajniczka, który na planecie z wielkimi falami pani astrofizyk znajduje pod wodą, przy trupie tej babki, którą wysłano tam wcześniej.
Jakim cudem zboża, atakowane na Ziemi przez jakieś grzyby, były w stanie bez problemu zacząć rosnąć na stacjach kosmicznych? Sztuczne ekosystemy są z definicji uboższe od naturalnych, a pierwsze co zabierają ze sobą ludzie, na skórze, ubraniu, włosach itp., to zarodniki grzybów. Więc dlaczego ta cała śnieć nie atakuje roślin uprawnych w kosmosie? A jeśli jakoś sobie z nią poradzili, to dlaczego nie zrobili tego samego na Ziemi?
Już pomijam fakt, że sam pomysł ewakuacji ludzkości jest kompletnie absurdalny, bo nieprzyjazność przestrzeni kosmicznej jest o wiele, wiele większa, niż nieprzyjazność najgorzej nawet zanieczyszczonej Ziemi.
Pomijam też fakt, że wymowa całej tej akcji jest bardzo niefajna - rozpieprzyliśmy ekosystem Ziemi, naśmieciliśmy, nabrudziliśmy, a teraz się wynosimy śmiecić gdzie indziej, zamiast naprawić cośmy napsuli. Brawo ludzkość
I jeszcze na koniec wisienka na torcie - pierwsze co robi pani astrofizyk na ostatniej planecie, tej w miarę nadającej się do życia i na której był ten koleś którego kochała, to zakłada obozowisko rozświetlone lampami jak choinka. Bye, bye, dark sky, welcome light pollution
Tyle w temacie
Film ogląda się świetnie, i bardzo mi się podoba, ale wymienione wady wołają wg mnie o pomstę do nieba. I wcale nie ma powodu, żeby je tłumaczyć "koniecznymi uproszczeniami". Wystarczyło nieco inaczej poprowadzić dialogi, i zachować trochę konsekwencji w tworzeniu świata, i by było ekstra-super. No ale to przecież Hollywood, tu nikt od widzów nie oczekuje myślenia albo jakiejś bardziej specjalistycznej wiedzy...