Pora na wrażenia.
Nie było filtrów - było lato. Filtry przyjechały - chmury. Standard. No, ale dziś się wypogodzilo. Na pierwszy ogień poszedł Łysy, bo nad moim podwórkiem o 22.00 jest jeszcze całkiem jasno. Teleskop chodził się gdzieś od 20.00. Dalej Wenus, widoczna nieco bardziej niż w połowie, Jowisz, Double Double. A teraz czekam na Saturna, bo widzę go narazie tylko w szukaczu z powodu dachu sąsiadów. Jak to miło mieć dobrze skolimowany teleskop...
Dopiero teraz mogę ocenić okular (Vixen SLV 6mm) i filtry Oriona. Zgodnie z planem, użyłem dwóch rozmiarów filtrów, nic nie haczy, nic nie ociera, dystanse są przyzwoite i bezpieczne. Obraz przyciemnia się w całym polu równomiernie (sprawdzone na jasnym jeszcze niebie i na płaskiej części powierzchni Księżyca). Nie ma dziś pełni, to nie jestem w stanie ocenić, jak zachowa się filtr, bo bez niego Księżyc jest wtedy płaski, pozbawiony tego efektu 3D, jaki powodują cienie na jego powierzchni. Piękne i ostre detale kraterów, szkoda, że nie mam jeszcze oprogramowanego podążania za Łysym - tak szybko ucieka i trzeba go gonić mikrokrokami silników. Jowisz w powiekszeniu 211x wygląda ładnie, ale jest nisko i atmosfera dała popalić. Niby bezchmurne niebo, ale seeing - momentami tragedia! Wenus w pewnym momencie tak drgała, że wyglądała, jakbym na nią patrzył przez gorące źródła. Do tego aberracja spowodowana małą wysokością.
Saturn. No, jeśli pierwszym większym sukcesem w obserwacji Jowisza jest dostrzeżenie WCP, to w przypadku Saturna musi nim być widoczna Przerwa Cassiniego. Dostrzegłem ją, ale mam apetyt na więcej i - pomimo tego, że rano do pracy - czekam, aż Saturn wychyli się zza domu sąsiada i będzie tym samym wyżej. Barlow już czeka. Nie ma co sprawdzać filtrów na Saturnie, bo nie jest on tak jasny, jak Jowisz. Jest teraz godzina 0.50 i już zaczynam ziewać, ale dam radę.
Edit.
Przy okazji, jakie obiekty przelatują regularnie, co kilka minut z południa na północ przez gwiazdozbiór Lutni?
Edit 2.
No i nie nacieszylem się za bardzo widokiem Saturna tej nocy. Zdrzemnąłem się godzinkę, bo nie miało sensu czekać bezczynnie. Wychodzę i patrzę - jest! Patrzę "z bliska" - a gdzież on zgubił pierścienie? Zamiast Saturna dostałem Marsa. Zaladowalem więc ponownie filtry, obraz się nieco poprawił, ale rownież i Mars był zbyt nisko nad horyzontem i obraz był zdegradowany atmosferą.
Zapomniałem o tym, że Saturn leży w zasadzie w płaszczyźnie ekliptyki, więc nie wyłonił się ponad dachem sąsiadów, tylko poruszał się za nim prawie równolegle do jego szczytu. O godzinie 3 rano odpuściłem. Ale mogłem chociaż zobaczyć po raz pierwszy Marsa.