Tytułem wstępu:
'Test Pascal-B. Przeprowadzono go 27 sierpnia 1957 roku. Ponownie sprawdzano systemy zabezpieczeń i ponownie zawiodły.
Tym razem eksplozja miała jednak moc aż 300 ton trotylu. Efekty były więc bardziej spektakularne.
Tunel głęboki na 150 metrów był przykryty stalową pokrywą ważącą kilkaset kilogramów.
Dodatkowo kilka metrów nad samym ładunkiem umieszczono betonowy "korek" ważący około dwóch ton.
Oba te elementy są kluczowe w tej historii.
Kiedy ładunek eksplodował z mocą kilkaset tysięcy razy większą niż zakładano, betonowy "korek" został w ciągu milisekundy
zamieniony w chmurę gorących gazów pod dużym ciśnieniem, które popędziły ku wylotowi tunelu.
Tam napotkały pokrywę, która zachowała się jak korek dobrze wstrząśniętej butelki szampana i wystrzeliła w górę.
Test Pascal-B przeprowadzano w dzień, więc na wylot tunelu były skierowane obiektywy bardzo szybkich kamer.
Po wybuchu pokrywę było widać tylko na jednej klatce. Milisekundę później już jej nie było. Nigdy jej nie znaleziono.
Legenda głosi, że z prędkością rzędu 240 tysięcy kilometrów na godzinę poleciała dosłownie w kosmos,
ponieważ to sześć razy więcej niż potrzeba do wyrwania się z objęć ziemskiej grawitacji.
Tylko niestety najpewniej tak się nie stało.
Gdyby pokrywa rzeczywiście osiągnęła sześciokrotną prędkość ucieczki, to powinna obecnie krążyć gdzieś wokół Słońca.
Jednak nie ma żadnego dowodu na to, że tam się znajduje. Wręcz przeciwnie.
Jak przyznaje sam Brownlee, znacznie bardziej prawdopodobne jest to, że uległa dezintegracji w wyniku działających na nią sił.
Nawet gdyby jakiś fragment się ostał, to szybko by wytracił prędkość i spadł na ziemię.
Był to w końcu kawałek zwykłej stali, na dodatek zupełnie nie aerodynamicznej, która stała się czymś w rodzaju odwrotnej meteoroidy.
Te wpadają z wielkimi prędkościami w górne i bardzo rzadkie partie ziemskiej atmosfery i najczęściej kończą jako meteory,
czyli ogniste ślady widoczne na niebie. Spalają się całkowicie zanim dotrą do powierzchni Ziemi.
Stalowa pokrywa znajdowała się natomiast w nieporównywalnie gęstszej najniższej partii atmosfery
i miała w milisekundzie rozpędzić się do około 240 tysięcy kilometrów na godzinę.'
https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci ... ndzie.htmlCiekawy temat opracowano na wikipediach
https://pl.wikipedia.org/wiki/Czajniczek_Russellahttps://en.wikipedia.org/wiki/Russell's_teapoti linkowana tam na pierwszej pozycji odsyłaczy (skonkludowana na grafice z ludzikiem)
https://en.wikipedia.org/wiki/Ad_hoc_hypothesis"Czajniczek krąży wokół Słońca po eliptycznej orbicie, lecz jest za mały do wykrycia przez nawet najlepsze teleskopy.
W związku z tą jego właściwością nie można dowieść jego nieistnienia.
Wyobraźmy sobie człowieka, który utrzymuje, że czajniczek niewątpliwie istnieje, a skoro nie da się udowodnić, że jest inaczej,
to odrzucenie tego twierdzenia przez innych ludzi jest przejawem absurdalnych i nieracjonalnych uprzedzeń.
Słusznie uznano by, że taki człowiek prawi nonsensy.
Jednakże gdyby obecność czajniczka potwierdzona była w starożytnych księgach ... osobnika wątpiącego
wysłano by do psychiatry w bardziej oświeconych czasach lub oddano w ręce inkwizycji w wiekach wcześniejszych"
To ja się zapytam:
A w istnienie kosmitów można(wypada) wierzyć?
Czym różni się kosmita od krasnoludka?
Przypomnę, że mamy już samochód (bodajże 'Tesla') w kosmosie
Czy jakiś impakt nie mógł wybić w kosmos kiedyś jakiegoś czajnika?
Choć wątpię czy przetrwałby lot przez atmosferę - chyba, że poleciał razem z całym budynkiem/lepianką - to może?
Siema