Nurtuje mnie jakiś jak gdyby brak konsekwencji we wnioskowaniu co do rzeczywistości po przyjęciu za prawdę naukowo udowodnioną efektów relatywistycznych; wynikających z poruszania się z odpowiednio wielką prędkością. No więc oczywiście i ten czas płynie z inną prędkością i ta masa relatywistycznie rośnie i te rozmiary obiektu się zmieniają itd. itd. Na razie w porzo. Tak se myślimy, że jak coś szybko się porusza to ... itd. No ale taż sama teoria bezlitośnie postuluje, że nie ma czegoś takiego jak "obiektywny i bezwzględny" ruch danego ciała. Każdy ruch danego ciała jest jedynie względem innego ciała. No i super. Ale skoro tak jest, to spokojnie możemy przyjąć za pewnik, że są we Wszechświecie obiekty, względem których to MY poruszamy się akurat teraz z relatywistycznymi prędkościami. Jakoś nie dostrzegam u siebie ani nieskończonej masy, ani monstrualnego rozciągnięcia względem któregoś z wymiarów. Jeszcze tę dylatację czasu mogę jakoś przeboleć, bo spokojnie da się założyć, że to czas całej naszej bliskiej okolicy płynie równomiernie wolniej dla wszystkich i tego nie dostrzegamy. Znacznie jednak bardziej niezrozumiana kaszana tworzy się kiedy rozpatrzymy w ten sposób jakąś odpowiednio dużą część znanego nam Wszechświata. Jest w końcu mnóstwo jakichś relatywistycznych cząstek - że o ogólnym rozszerzaniu się Wszechświata nie wspomnę. Jakiż tworzy się niewyobrażalny galimatias w tym jakim to najrozmaitszym (i sprzecznym wzajemnie) występowaniu tych wszystkich efektów relatywistycznych! Zaiste mamy prawdziwie astronomiczną skalę generowania niewyobrażalnej ilości efektów relatywistycznych dla każdego obiektu - bo wszak zawsze jest gdzieś coś, co akurat leci z prękością rzędu 0,9 c. Skoro zaś wszystko jest względne, to równoprawne jest i stwierdzenie, że to właśnie i MY z taką prędkością względem niewyobrażalnej ilości obiektów lecimy.
I oczywiście doświadczamy tych wszystkich zjawisk relatywistycznych w całej rozciągłości. I w całym możliwym spektrum ich nasilenia! A już cała ta historia jest jeszcze ciekawsza, zważywszy, że równocześnie zakłada, że nic nie może lecieć szybciej niż c. Skoro więc gdzieś tam coś ostro powstanie i poleci z prędkością relatywistyczną to my polecimy względem tego (i doświadczymy efektów relatywistycznych) po czasie dotarcia jakowejś "informacji względnościowej" z prędkością światła czy też tak jakoś "bezczasowo"?
Starałem się tu odnieść do tych teorii przez procedurę "reductio ad absurdum". Wyglądami bowiem na to, że cała ta historia nosi cechy sprzeczności wewnętrznej. Wydaje się "trzymać kupy" jedynie kiedy poczyni się założenia wstępne sprzeczne z nią samą. Np. relatywistycznie nieruchoma Ziemia (układ wyróżniony - sprzeczne z teorią) + w miarę szybko się poruszające satelity GPS (względem nieruchomej Ziemii). I wtedy to działa. Pod warunkiem samozaprzeczenia.
Logiczne przyjęcie całości założeń wydaje się prowadzić ad absurdum.
Zresztą przy bliższym przyjrzeniu się to widać więcej niejasności. Choćby brak w teorii konsekwencji kieruknku ruchu relatywistycznego. Albo ciekawego pytania o wzajemne konsekwencje relatywistycznego ruchu dwóch ciał w różnych kierunkach w odniesieniu do układu odniesienia wyznaczanego przez trzecie "relatywistycznie nieruchome" ciało.
Pytania wydają się mnożyć.
Ciekawe, czego tu zasadniczo nie rozumiem, nie?
Pozdrowienia dla wszystkich.