Pytanie autora wątku jest jak najbardziej uzasadnione, i sam już dawno doszedłem do podobnych wniosków. Całe to astro-hobby polega głównie na podjarze sprzętem. Zobaczcie sobie po liczbie wątków - sprzętowe są non-stop nowe, „jaki okular?”, „jaka kamera?”, „jaki teleskop?”, „jak coś widać w tym czy innym sprzęcie?” itp. Jest tak zarówno w wizualu, jak w astrofoto - ludzie non-stop wymieniają sprzęt, po to żeby w kółko oglądać czy focić te same kilka obiektów. Wątków o obiektach nie ma prawie wcale, niemal nikogo nie obchodzi, dlaczego jakiś obiekt wygląda tak a nie inaczej, czy jest częścią jakieś większej całości itp. Widać to zwłaszcza po dyskusjach astrofotografów - 99% komentarzy i uwag dotyczy tego, czy gwiazdki są rozjechane w rogach, albo czy jest szum, a to, co faktycznie na tym zdjęciu jest mało kogo interesuje. Osoby, które jednym i tym samym sprzętem oglądają lub fotografują kolejne obiekty można wg mnie policzyć na palcach jednej ręki.
Bierze się to z tego, że z obiektami astro nie ma żadnej interakcji. One po prostu sobie są, zawsze w tych samych miejscach i zawsze tak samo wyglądają (w ludzkiej skali czasowej), więc główny fun sprowadza się do ich odnalezienia. Widać to idealnie przy wizualu - ludzie szukają obiektu, o jest!, to cyk większe powiększenie, no spoko, widać, 10 sekund i po sprawie, szukamy kolejnego obiektu.
W fotografii np. przyrodniczej czy w obserwacjach przyrody (np. ornitologia) jest inaczej - trzeba poznać dany gatunek, jego zwyczaje, zawsze jest szansa na zaobserwowanie/sfotografowanie jakiegoś ciekawego czy nietypowego zachowania itp. A w astronomii amatorskiej tego nie ma. W gruncie rzeczy ma to tyle samo sensu, co jaranie się coraz to nowym sprzętem, po to żeby w kółko obserwować ten sam, oddalony np. o 20 km billboard, próbując dostrzec coraz to mniejsze fragmenty ciągle tego samego plakatu.
I owszem, po jakimś czasie się to nudzi - zwłaszcza w wizualu, gdy już się obejrzało np. dużo obiektów dostępnych dla 10”, to potem cała ta zabawa przeradza się w wygrzebywanie coraz to słabszych i gorzej widocznych mgiełek (głównie coraz słabszych galaktyk). No to przechodzimy na 12”, oglądamy kilka Messierów jarając się przez 30 minut, że je lepiej widać, a potem znowu zaczynamy szukać kolejnych coraz ciemniejszych i mniejszych mgiełek. Mnie to w pewnym momencie znudziło.
Oczywiście można przejść na astrofoto, ale to tak naprawdę oznacza stworzenie sobie dodatkowej masy komplikacji technicznych, po to żeby mieć cel w życiu i przedłużyć poczucie sensowności działania. „Jeszcze tylko dopasuję odpowiedni backfocus, i już będzie spokój i będę mógł focić bez końca”. Po czym gość dopasowuje backfocus, robi jedno testowe zdjęcie M31 czy M57 - i zmienia kamerę, i cała zabawa z backfocusem zaczyna się od nowa. A potem zaczyna się focenie w narrowbandach, czyli długie czasy, czyli lepszy montaż, dokładniejszy guiding, tysiąc nowych problemów, wciąż na tych samych kilku obiektach. I tak w kółko.
Krótko mówiąc, astronomia amatorska ma mniej więcej tyle samo sensu, co kupowanie i tuningowanych ciągle nowych samochodów, po to, żeby w kółko jeździć po jednym i tym samym placu manewrowym