No wreszcie - chwila w miarę przejrzystego nieba, choć nadal chyba lekko zasnute, no i w obecności Księżyca na sporej już wysokości. Ale krótka relacja z tego jak wyglądają w takich warunkach gromady. M36 i M38 mieszczą się z zapasem który sugeruje, że te okolice 4,5 stopnia są realne, choć osiągalne dopiero jak porządnie włożyć gałki oczne do muszli, co przy zenitalnym położeniu obiektu jest pewną ekwilibrystyką - przynajmniej przy tym moim "montażu". No i natychmiast zaczyna się dotykanie, a więc utrata stabilności obrazu. Niemniej jednak prezentuje się on efektownie, iskrzenie pojedynczych gwiazdek w obu tych gromadach widać przy patrzeniu na wprost mimo, że w moim wieku źrenica już nie taka jak u młodzieży. Oczywiście efekt mocno się nasila przy zerkaniu. Z M37 było gorzej - pojedyncze gwiazdki to raczej na słowo honoru bez zerkania. Natomiast podkreślam, że warunki były takie sobie - cały wieczór snuły się wysokie chmury i w tej chwili wokół Księżyca widać, że nadal nie jest czysto.
Jeśli miałbym powiedzieć o głównym minusie który mi się dotychczas rysuje, to jest to chyba powiększenie. Duże i powodujące, że uzyskanie stabilnego obrazu jest dość trudne. Rzeczywiste pole widzenia nie jest wielkie, nie różni się specjalnie od tego co uzyskamy w światłosilnym refraktorku - w sumie efekt zawdzięczamy tu rozmiarom pozornego pola widzenia oraz dwuocznemu widzeniu, które pozwala uzyskać wrażenie obrazu znacznie większego, niż to samo obserwowane jednym okiem. Kluczem do naprawdę komfortowych obserwacji byłby tu porządny montaż i może jakiś wygodny żuraw, bo nawet wymagający kręcenia korbą, ciężki Goliat, do wygodnych nie należy jeśli chcemy często zmieniać pozycję i kierunek obserwacji.
No i tutaj pojawia się pierwszy paradoks lornety za 2 stówki. Bo za chwilę okaże się, że aby z niej komfortowo korzystać, trzeba by sfinansować montaż tak drogi, że wypadałoby do niego dokupić coś z wyższej półki