dark napisał(a):winio napisał(a):dark napisał(a):Witaj. Właśnie odbył się minizlocik.
Zaraz coś skrobnę.
Czy ja Ci czasem przy szklaneczce nie obiecałem wierszyka?
Obiecałeś. Także czekam.
Pacta sunt servanda.
Minizlocik wierszem pisany.I - PROLOG
Wieczorem na zlocie, przy kieliszku wódki,
obiecałem Darkowi wierszyk, nie za krótki.
I choć trunek wypiłem, rozgrzewając kości,
nadszedł czas by nadrobić teraz zaległości.
(Przy czym wiedzcie że piliśmy w niedużej ilości,
nie z nałogu lub musu, raczej z bezsilności,
dużo chętniej w niebo by się spoglądało,
lecz owega dnia u nas - jak na złość - padało.)
II - ZLOT
Pomysł ten padł wiosną, zresztą od początku,
opisany (wraz z mapą) dokładnie w tym wątku.
Dla wielu z nas to było jak bilet do raju,
bardzo ciemne niebo w samym centrum kraju!
Choć są góry izerskie, a także Bieszczady,
to na jeden weekend wielu nie da rady,
a tak - Kielce, Kraków, Łódź, Śląsk i Warszawa,
dwie godziny autem - wymarzona sprawa.
Zatem przyjechali, wzięli swoje tuby,
(jeden to był nawet pół kroku od zguby,
bo gdy nocą jechał, straszna przyszła słota,
i w ciemnym lesie autem zakopał się w błota.)
Teleskop refraktor, albo zwierciadlany,
APO, Mak czy Newton - mile był widziany,
bo choć każdy inny to do tego służy,
by wywołać uśmiech co aż oczy zmruży.
Owal, DS, księżyc, gwiazdy i planety,
szczelnie się ukryły przed nami niestety,
prośby, groźby, modły - nic to nam nie dało,
niebo się zachmurzyło, w nocy też padało.
Jakby było mało - to już pech bezsprzeczny,
nawet w dzień się nie przydał teleskop słoneczny!
My jednak zamiast z wódki osuszać szklanice,
zaczęliśmy w grupach zwiedzać okolicę,
był wypad na ptaki, tam gdzie las i rzeka,
mysikrólik, raniuszek i sikorka czeka.
Ostatniej kilka rodzajów, to nie lada gratka
sosnówka, modraszka, czubatka i bogatka,
Oprócz tego dzięcioły dziuple kuły wszędzie,
i na zimę sójki zbierały żołędzie.
A tak przy okazji, po drodze w tym lesie,
zauważyłem że każdy kosz z grzybami niesie.
Zrobiliśmy zatem i my grzybobranie,
starczyło na kolację i jeszcze śniadanie.
Inni na kajakach Pilicą pływali,
wrócili szczęśliwi, chociaż mokrzy cali.
Agata wraz Tomkiem też nie próżnowali,
w okolicznych lasach skarbów poszukali,
(tu nie wchodzę w szczegóły bo się skończy płaczem,
wszak prawo zabrania chodzić z wykrywaczem.)
Później jeszcze z żoną w tamtej okolicy,
sprawdziłem warunki w harcerskiej stanicy,
ośrodek w lesie nad rzeką, fajny, tani, duży,
w przyszłości zapewne jeszcze nam posłuży.
wieczorem cała grupa zasiadła do stołu,
zastawionego jedzeniem od góry do dołu,
i chociaż deszcz padał, mżawka, chmury nisko,
Sebson jakimś cudem rozpalił ognisko!
Wypiliśmy na koniec podczas mgły i słoty
by była pogoda na następne zloty.
III - EPILOG
Natura chociaż piękna nie jest sprawiedliwa,
jeszcze pewna złość we mnie się odzywa,
czasem nie ma warunków - na to nie ma rady,
ale w czwartek (tuż przed zlotem) widziałem Plejady!
Gołym okiem, przez okno, tak - w centrum Warszawy,
już myślałem teleskop wyciągnąć dla wprawy,
na Jowisza spojrzeć, nacieszyć swe oko,
ale tuba schowana, w aucie, już głęboko.
Zresztą po co mam szukać nad sąsiednim blokiem,
tego co na zlocie ujrzę gołym okiem.
Jak tam u nas było to już opisałem,
więc dodam wam jeszcze, że jak już wracałem,
wpadłem do rodziców (to pod Nadarzynem),
miałem ich po drodze, niech się widzą z synem.
Koło siódmej wieczór od nich wyjechałem,
i nad trasą S8 wiecie co ujrzałem?
Gwiazdę Betlejemską! świeciła na wschodzie,
lecz zamiast na wielbłądzie byłem w samochodzie.
I to żadna gwiazda też nie była wcale,
Jowisz zadrwił ze mnie szczerząc swe owale.