Galaktyki na Wozie i pod Wozem

PostDamian P. | 16 Maj 2021, 19:44

Trzeba przyznać, że pogoda się postarała i pięć nocy pod rząd, czystych, bezksiężycowych – nieco krótkich, ale jednak nocy – to nie byle co. Nie wiem jak wy, ale ja wykorzystałem aż jedną. Pierwsze dwie noce zmarnotrawiłem poddając się lenistwu. Trzeciej z kolei wyszedłem na krótko z lornetką, lecz trudno nazwać to korzystaniem z pogody – ot, zerwałem się nagle z łóżka około pierwszej w nocy, tuż przed snem, i przeczesałem niebo łapiąc trochę klasyków; pięknych gromad, ale i mgławic, a także galaktyk. Dopiero czwartego dnia, gdy wciąż nie nadchodziły żadne chmury, postanowiłem obserwować.

W zamierzeniu miało nie być relacji, bo w zasadzie nie miałem materiału. Nie notowałem prawie wyglądu galaktyk; wiele z nich to były, powiedzmy sobie, mgliste plamy światła o różnej wielkości, okrągłe, owalne, podłużne, od ledwo widocznych po jasne. Ale dziwie się, że z niczego napisałem coś, co nawet przypomina coś, bo miało być nic. Toteż mimo wątpliwej rzeczowości w opisach galaktyk, pomyślałem, że wrzucę tę próbę zrelacjonowania obserwacji, a co tam...

Było około dziewiątej wieczorem, kiedy podjąłem ostateczną decyzję, ale zanim wyniosłem teleskop, zajrzałem do wnętrza tuby i to, co zobaczyłem, trochę mnie przeraziło. Lustro główne było tak zakurzone, iż miałem wrażenie, że jest matowe i nic się w nim nie odbija. Zastanawiałem się chwilę, myć czy może wynosić tak, jak jest. Szybko pojawiła się myśl, żeby nie obserwować – brudne lustro to idealna wymówka, która powinna przesądzić o wszystkim. A ****, powiedziałem, i coś mnie podkusiło, by w tej ostatniej chwili, tuż przed rozpoczęciem jakże krótkiej nocy astronomicznej, chwycić tubę, zanieść na łóżko do pokoju i zabrać się do niej jak należy. Odkręciłem śrubki, zapamiętałem ułożenie i wyjąwszy lustro, umyłem je, a gdy obciekło i wyschło, zamontowałem i wyniosłem teleskop na podwórko i zaraz się zaczęło.

W planach był Wielki Wóz, jednakże wpadło też trochę obiektów spoza jego granic. Najpierw była galaktyka, która, jak mi się wydawało, będzie wyraźna, wpisana ciekawie w gwiazdy, co miało tworzyć coś w rodzaju bumerangu, a okazała się wówczas bardzo słaba i dostrzegalna z oporem, i wcale nie było żadnego bumerangu, a była NGC 3589. Następnie odnalazłem NGC 3690, czyli Arp 299. Z początku słabo zaadaptowany wzrok pozwolił jedynie na dostrzeżenie obiektu, z czasem jednak zobaczyłem szczegół – jaśniejsze miejsce na tle galaktyki – potem zaś sam obiekt przybierać począł kształt mglistego trójkąta, jednak sercowatej formy mogłem jedynie się domyślać. Kręcąc się tutaj, w pole widzenia wpadły inne mgliste obiekty, które później w domu odszyfrowałem jako galaktyki NGC 3610, NGC 3642 i nieco dalej NGC 3613 i NGC 3619.

Na to wyjście zapamiętałem jeszcze okolice jaśniejszej grupki gwiazd na pograniczu Wielkiej Niedźwiedzicy i Psów Gończych. Z łatwością rozpoznałem galaktyki NGC 4111 i NGC 4117, a do tej dwójki dołączyła potem maleńka NGC 4109. Tuż za płotem, od Psów Gończych, na polu Wielkiej Niedźwiedzicy, jest inne zgromadzenie, nieco trudniejsze, bo z katalogu PGC. Istotnie galaktyki PGC 38276 i PGC 38356 były słabsze, jednak nie stanowiły większego wyzwania. W okolicy znalazłem jeszcze NGC 4143, NGC 4138 i galaktyki NGC 4013, NGC 3938 – całkiem sporą, okrągłą i bardzo ładną wyspę – a także NGC 4051, która wyglądała bardzo ciekawe, gdyż jej krańce były zagięte w przeciwne strony. Ten zwichrowany kształt zrazu wydał mi się znajomy i jak się potem okazało, już widziałem kiedyś tę galaktykę.
Poszedłem do domu sprawdzić, co znalazłem, zanotować i nauczyć się położenia kilku następnych celów.

Szybko odszukałem NGC 3543 świecącą słabo w rogu Wielkiego Wozu, a potem wróciłem do NGC 3613 i NGC 3619, by wyłuskać tam jeszcze NGC 3625. Przesuwając się dalej, karmiłem głodny teleskop kolejnymi galaktykami. Padły mianowicie: NGC 3683 A, NGC 3683 i NGC 3674, następnie NGC 3804, NGC 3780, NGC 3898, NGC 3888, NGC 3921, NGC 3916 i cztery galaktyki w jednym polu, to jest NGC 3998, NGC 3990, NGC 3982 i NGC 3972.
Znów przyszła pora na skonfrontowanie w domu widoków z mapą i zapisanie ich w zeszycie. Za każdym razem wchodziłem do domu i wychodziłem z niego niemal po ciemku, ale traciłem lwią część adaptacji przez Stellarium z funkcją czerwonego ekranu, a potem także przez Sky-map.org.

Wyszedłem po raz trzeci i wyłapałem NGC 3850, NGC 3913 oraz NGC 3977, która dołączyła do tamtej czwórki i odtąd już widziałem nie cztery, lecz pięć galaktyk w jednym polu okularu. Później przeskoczyłem w inne miejsce i odnalazłem takie oto galaktyki: PGC 36137 (NGC 3795 A?), NGC 3757, PGC 36037 (NGC 3795 B?), NGC 3795 (PGC 36192), PGC 35900, PGC 35843 i NGC 3838. I to było wyjście trzecie.
A potem było wyjście czwarte.

Wtedy to odnalazłem łatwą NGC 3359, a potem, przeskoczywszy do tamtej grupki gwiazd na granicy Psów Gończych, znalazłem blisko siebie galaktyki IC 750, IC 749, IC 751 oraz IC 752. Pierwsze dwie świeciły w miarę wyraźnie, natomiast IC 751 była zauważalnie słabsza, z kolei IC 752 potrzebowała chwili uwagi i stanowiła już małe wyzwanie. Ostatnim nowym celem był Arp 62 czyli PGC 37282*. Obiekt jawił się dość słabo, lecz był widoczny bez trudu. Przypominał nieco mglistą gąsienicę i powiedziałbym, że wizualnie to jest taka trochę większa, jaśniejsza i o wiele łatwiejsza wersja Hicksona 55. Tak więc, jeśli ktoś przeklinał rzeczonego Hicksona, pluł czy włosy rwał, może skierować najpierw swój teleskop na Arpa 62 i poćwiczyć.

Mogłem przejść teraz do tego, co duże, jasne i widowiskowe. I tak oto skierowałem teleskop na IC 4665. W okularze lśniły luźno rozrzucone, jasne gwiazdy gromady i w przeciwieństwie do szarych galaktyk, zdawały się połyskiwać złotem. A potem była jeszcze piękniejsza NGC 6633 oraz wielkie i dość liczne zbiorowisko mieniących się gwiazd IC 4756. Następnie wycelowałem w gwiazdozbiór Strzały i zatrzymałem się krzyżem szukacza na małej plamce. Była to M71, która w powiększeniu 60 razy wyglądała bardzo dobrze, lecz dopiero powiększenie 107-krotne pokazało jej urzekające piękno tak, że musiałem pobyć tutaj nieco dłużej, obcować jeszcze chwilę z tą formą, mającą w sobie coś z meduzy, a tuż obok, w pewnym oddaleniu, znajdowała się grupka słabszych gwiazd niby wylinka gromady porzucona dawno temu.
Potem oczywiście zaszedłem do M27 i tutaj pewno również zalśniły mi oczy w ciemności, gdyż mgławica, wyczekiwana przeze mnie od dawna, była wspaniała. Jej krótsze boki wypełniały gęste mglistości, a przez to wszystko przebijał się kształt klepsydry. Był także Pierścień M57, bardzo jasny i przyjemny, była też gwiazda Albireo, która mnie zauroczyła, choć kolory w moim teleskopie musiały być ledwie namiastką tego, co potrafią pokazać te gwiazdy.

Błądziłem także po zadymionym rejonie Ameryki Północnej, choć nie bardzo się tam odnajdowałem. Jednakże widziałem pewien nagły spadek w ilości gwiazd, który odcinał się ostrzejszą granicą i zaraz dalej świeciły, w pewnym osamotnieniu, dwie jaśniejsze gwiazdy, wyznaczające mgławicę Pelikan, lecz samego Pelikana nie było. Idąc dalej, w szukaczu była maleńka M29, w okularze zaś pokazała się jako spora, luźna a zwarta budowla z kilku jasnych gwiazd. Później skierowałem teleskop na M13 i jak zajrzałem w okular, to wiadomo co było, a potem omiotłem jeszcze galaktyki M51, M63, M94 i NGC 4490 wraz z NGC 4485.
Oprócz tego, gdy szukałem jeszcze galaktyk w granicach Wozu, wpadłem na M108 i M97, a także zerknąłem na Igłę czyli NGC 4565, w której okolice centrum przecinało ciemne pasmo. Teraz jednak, na koniec nocy astronomicznej, kiedy buszowałem po Drodze Mlecznej i niemal dostawałem zawrotu głowy od mnogości gwiazd przepływających rzeką przez okular, skierowałem ponownie teleskop na Albireo i tu był mój ostatni przystanek.
A co z piątą nocą? Cóż, znów dopadło mnie lenistwo i oddając się lekturze pozostałem w łóżku.


Teleskop 12"
Okulary 25 i 14mm
* Arp 62 uwieczniony na szkicu: https://www.czsky.cz/deepskyobject/UGC6 ... _back=true
 
Posty: 363
Rejestracja: 12 Sty 2014, 19:12

 

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 9 gości

AstroChat

Wejdź na chat