lulu | 12 Cze 2022, 18:31
Ani jedno ani drugie. Kiedy zaczynałem przygodę z astro w latach 80-tych powszechne było wśród amatorów parcie na "naukowość". Sam działałem w sekcji obserwacji zakryć PTMA i spędzałem długie, bezsensowne godziny na obserwowaniu zakryć gwiazd przez Księżyc w obserwatorium na Wzgórzu Partyzantów we Wrocławiu. Ostatnio podczas porządków w graciarni odkryłem moje raporty z obserwacji komety Halleya - szacunki jasności i inne naukowo wyglądające brednie, które oczywiście gdzieś wysyłałem, a co nie miało żadnego naukowego znaczenia. Jeden z ośrodków NASA przesyłał mi wówczas super dokładne efemerydy wyliczone dokładnie na lokalizację mojego balkonu we Wrocławiu. Zawsze mnie zastanawiało czy kilometrowe wydruki na biało-zielonym papierze przychodzące pocztą z Ameryki nie budzą zainteresowania służb...
Krótko mówiąc - jeden wielki bełkot, pozerstwo, napinanie się - i poczucie bezsilności wobec dotkliwego deficytu jakiegokolwiek sprzętu, co ostatecznie zniechęciło mnie do astronomii w tamtym czasie, choć jako laureat Olimpiady Astronomicznej (a jakże...) byłem bliski podjęcia studiów w tym kierunku. Kiedy po wielu latach zacząłem wracać do tematu odkryłem ze zdziwieniem, że teraz nikt się już na tę żałosną "naukowość" nie napina. Dostępność świetnego sprzętu sprawiła, że astro, również astrofoto, to przede wszystkim ZABAWA - żaden zawód czy rzemiosło. Jeśli ktoś bawiąc się w ten sposób jest w stanie na tym zarabiać to świetnie, ale jest to bliższe działalności artystycznej właśnie, czyli czemuś co jest przede wszystkim zabawą, a bywa dodatkowo źródłem dochodu.