To już chyba jedna z ostatnich, jeżeli nie ostatnia sesja fotograficzna z Meadziem. Przyjdzie mi się z nim rozstać, o czym obaj wiemy już od pewnego czasu, choć udajemy na razie, że wszystko jest po staremu. Kiedy jednak we wtorek w nocy zaproponowałem wspólną sesję księżycową, Meadzio ożywił się jak nigdy. Merdał żwawo kabelkiem od kamery ZWO i było widać, że nie będzie to dla niego kolejna, zwykła sesja astro-fotograficzna. Czułem, że włoży w tą wspólną księżycową podróż całe swoje szklane serce.
Gdy tylko pomogłem mu się nastawić na Księżyc i załączyłem motory, Meadzio kazał mi się odsunąć na bezpieczną odległość. Przyzwyczajony do jego kaprysów udałem, że ta dziwaczna dyrektywa spłynęła po mnie jak po kaczce. Z zaciekawieniem nasłuchiwałem jednak co będzie dalej - cóż też tak niebezpiecznego przyszykował mi mój wierny druh?
- Będzie ostro - rzucił Meadzio jakby nie do mnie, celując swym wielkim, błękitnym okiem wprost w jasną tarczę Księżyca.
- Będzie ostro! Bedę ostry jak skurczybyk! - zadeklarował takim tonem, że mimowolnie odsunąłem się dwa kroki w tył, zahaczając niemal nogą o kabelek od kamery ZWO. Dobrze, że go nie wyrwałem razem z gniazdem, bo z naszej astro-fotograficznej sesji byłaby, jak to mówią, kicha. Widać było, że Meadzio nie przyjąłby tego ze zrozumieniem...
Tymczasem on przystąpił do dzieła. Nastawiał się, ostrzył, zbierając skwapliwie fotony nasyłane na nas przez Księżyc, w nie do końca wiadomym celu. Gromadził je wszystkie w tulei wyprowadzającej, skąd trafiały wprost na matrycę kamery ZWO, wzbudzając w niej istną orgię prądów, natężeń i napięć. Nie zauważyłem nawet kiedy uzbierał z tego ładnych kilka zdjęć. I wiecie co? Było ostro! Tak - było ostro jak skurczybyk...!
Kiedy włożyłem uzyskane przez niego obrazy do Photoshopu, moim oczom ukazało się niezwykłe bogactwo form, faktur, mieniących się grą światłocienia, przyciągających wzrok kontrastami najdrobniejszych detali i wielkich gładzi księżycowych mórz. Ten mały skurczybyk zadbał nawet o drobiazg o którym wiedział, że dla mnie ma jednak zasadnicze znaczenie. Mowa o tym by nie przepalić najjaśniejszych fragmentów zdjęcia, co na Księżycu, obfitującym w ostry światłocień i wielkie różnice albedo, jest zadaniem karkołomnym jeśli nie chce się zawęzić za mocno skali tonalnej pozostałych części tarczy. A jednak podołał. Zobaczcie jak odmalował jednego z najtrudniejszych - Proclusa! Chce się tam do niego włożyć rękę i posmyrać go po kraterowym denku!
Meadziu zakrzyknąłem - czy to możliwe? Gdzie te wszystkie cuda, gdy próbujemy dojrzeć je okiem uzbrojonym w astronomiczny okular?! Ale Meadzio był już bardzo, bardzo zmęczony.
- Seeing - rzucił jeszcze kiwając tubusem. I zakładając pokrywę, jako że resztki rosy zdążyły już ulotnić się z korektora, zanucił:
"The answer, my friend, is blowin' in the wind
The answer is blowin' in the wind"...
Skąd ten skurczybyk zna takie piosenki? - pomyślałem, odpinając od niego kamerę ZWO, po czym zmęczeni, ale szczęśliwi udaliśmy się na spoczynek. Tak zastał nas świt.
- Dziękuję ci wierny druhu - pomyślałem, załączając sobie HBO celem łatwiejszego, porannego zaśnięcia. - Dziękuję ci mój ty wierny skurczybyku o szlachetnym, szklanym sercu!
No co? Tak było jak słowo honoru! Na dowód załączam dwa przykładowe obrazki. Bardzo prosimy z Meadziem cofnąć się o dwa kroki w tył - będzie ostro! Tylko uważajcie na kabelek od kamery ZWO...!