W nocy pooglądałem jeszcze Jowisza i Saturna. O plamie nie wiedziałem, ale domyśliłem się że tam jest na podstawie nieregularności pasa, natomiast skłamałbym gdybym powiedział że ją "widziałem". Mowa o powiększeniu 80x. Księżyc przy krawędzi - też domyśliłem się że jest (nie wiedziałem że ma być) - ale żeby to był precyzyjnie zdefiniowany obiekt nie mogę powiedzieć. Widać było nieregularność dwóch pasów, potwierdzoną potem edkiem 120. Pociemnienie biegunowe było widoczne - no ale o nim niestety wiedziałem wcześniej, a to utrudnia rozróżnienie tego co faktycznie widać w okularze od tego co świta w głowie Saturn bardzo efektownie, ale też miałem wrażenie że widzę więcej niż tam widać właśnie dzięki znajomości tego czego się spodziewać.
TYLKO - że to wszystko dotyczy także marketowego Vikinga, w którym obraz był oczywiście nieco mniejszy, ale jaśniejszy. I znów - dla obiektów na tej wysokości ta mniejsza jasność w Vixenie nie jest zaletą.
Natomiast wielką zaletą Vixenka okazał się statyw. Trochę mnie marszyczyło że metalowy, "nie vintage-owy", ale jego konstrukcja pozwalająca jednym ruchem zmniejszyć rozstaw nóg tak aby zmieścić się bezpiecznie w drzwiach i korytarzach jest nieoceniona. Ten sprzęt jest hiper leciutki, ciach zwęża się rozstaw nóżek (trzymają się w dowolnej pozycji bez konieczności dodatkowego blokowania) i jedną ręką przenosi. Rozstawić można równie dobrze przy zmniejszonym rozstawie nóg, co jest wielką pomocą w magazynowaniu okazów w domu.
Muszę powiedzieć, że mając do czynienia z Polarexem zwątpiłem w inteligencję techniczną Japończyków. Nie dający się bezpiecznie rozłożyć i opanować statyw to tylko wstęp do makabrycznych odkryć jakich dokonywałem podczas renowacji. Szczytem wszystkiego było mocowanie celi do tubusa - nie wkrętami jak Bóg przykazał, ale śrubami z nakrętkami, które wpadają do tubusa po wykręceniu śruby i nie ma do nich dostępu bez wyjęcia optyki... No ale na szczęście pojawił się Vixen który przywrócił mi wiarę w narodowe kompetencje techniczne Japonii